Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jegomosc z miasteczka Poznań Zadupie. Mam przejechane 2651.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.93 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jegomosc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2015

Dystans całkowity:495.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:16
Średnia prędkość:15.84 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:45.03 km i 2h 50m
Więcej statystyk
  • DST 76.14km
  • Czas 04:14
  • VAVG 17.99km/h
  • VMAX 47.45km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poligon w Biedrusku i nadwarciański Szlak Rowerowy.

Sobota, 31 stycznia 2015 · dodano: 31.01.2015 | Komentarze 5


Rzutem na taśmę ostatnia wycieczka podczas tego księżyca.

Wycieczka ta chodziła za mną już od kilku dni jako trasa sentymentalna wiodąca przez miejsca, którymi się poruszałem rozpoczynając swoje bicyklowe przygody kilka lat temu. Ciepło wspominam te miejsca, więc chciałem je sobie nieco odświeżyć. Dziś jednak o mało co bym nie pojechał, gdyż rano byłem padnięty ze zmęczenia.
Głównie za sprawą ostatniego tygodnia. Krążyłem autem między Szczecinem, Kaliszem a Poznaniem, przez co nakulałem ponad 1000 km. Kluczową rolę jednak odegrały częste pobudki ok. 4:00 oraz wieczorne problemy z zaśnięciem.

Mała dygresja i wątek poboczny:
Jadąc do Szczecina musiałem przystanąć w 1/3 drogi na 15 minut i się zdrzemnąć. Oczy tak mi się zamykały, że gdybym tego nie zrobił, to niechybnie bym zasnął za kółkiem i skończył w jakimś rowie lub na drzewie. Jak na mnie jest to o tyle niezwykłe, że jestem odporny na brak snu i pierwszy raz musiałem podjąć decyzję o drzemce w trasie. Dalej już mi się jechało nie najgorzej.
Z drugiej strony nie ma się co dziwić - całą noc nie spałem - poprzedniej również prawie nie zmrużyłem oczu. Tymczasem wyjeżdżałem o 5:00.
Warto pamiętać o tym, że głupie 15 minut drzemki może uratować samochód, a nawet zdrowie, czy wręcz życie. Tak więc kwadrans to chyba niewygórowana cena. Niestety - wciąż wielu lekkomyślnych (żeby nie rzec głupich) ludzi bagatelizuje to, że aby zasnąć i spowodować wypadek wystarczy dosłownie kilka sekund i jadą na siłę, przez co rozbijają swoje auta...
I w sumie pieprzyć ich - nie żal mi ich. Gorzej, gdy przez swoją głupotę rozbijają cudze życia i rodziny...

No ale koniec moralitetów - nie po to tutaj wszyscy się zebraliśmy, aby słuchać/czytać kazań Jegomościa. ;)


Obudziwszy się dziś tuż przed 9:00, Jegomość stwierdził, że:

1. Jest zmęczony i niewyspany.
2. Nie chce mu się.
3. Na dworze dmie wiater. Może nie jakoś szczególnie mocny, ale nieprzyjemny i w porywach do 50km/h
4. Pogoda do tylnej części ciała.
5. "Ehh - gdyby była tak śliczna pogoda jak kilka dni temu, to byłaby zupełnie inna rozmowa".
Ogólnie więc nie warto.

Z drugiej strony cóż robić innego? Leżeć w domu i oglądać znów seriale? Komputer i filmy mają być wypełnieniem czasu, a nie sposobem na życie. Tym bardziej, że Jegomość ma z machinami liczącymi do czynienia naprawdę sporo w ciągu tygodnia.
Podczas tych dywagacji okazało się, że niebo się przejaśnia i zaczyna napitalać słonko. Wiater co prawda nie ucichł, ale był akceptowalny. No i szybka lektura ICMu oraz Google Maps pozwoliła stwierdzić, że przez prawie całą wycieczkę będzie wiało z tyłu lub z boku, a odcinków, gdzie będzie dmuchało prosto w mordę będzie niewiele i w dodatku często osłonięte lasem czy innym dobrem.

Zatem W DROGĘ!

Wyruszyłem późno, bo o 10:30. To była ta przyjemniejsza część imprezy, albowiem dmuchało w plecy, więc nie było większym problemem utrzymywać prędkość w okolicach 30 km/h.
Po kilku km zjechałem w las i skończyło się rumakowanie. W ostatnich dniach cokolwiek popadało, a dziś w nocy niezbyt chciało przymrozić, więc leśne i polne drogi pełne były błotka i innych atrakcji. Nie muszę chyba, przypominać, że Byczka podkowy nie należą do przesadnie masywnych. ;)
Ale i tak dawaliśmy radę.

Po jakimś czasie dotarłem do stacji kolejowej w Złotnikach:

Stacja PKP w Złotnikach.Niestety - jej urok już dawno przeminął. Choć i tak uważam, że ma więcej wdzięku, niż poznańskie shity center.

Jeszcze kilka km i wkraczamy z Byczkiem na teren poligonu. Przy wjeździe znajduje się mapa poglądowa na to, gdzie można, a gdzie nie wolno się zapuszczać. I to pod żadnym pozorem, jeśli nie chcemy skończyć z jakimś pociskiem w czerepie:
Poligon - mapa

Do mapki dołączony jest również regulamin przejazdu:
Regulamin poligonu.
Lektura regulaminu daje nam znać, że to nie przelewki. Na szczęście na wyświetlaczu nie było napisu "STÓJ - OSTRE STRZELANIA". Mogłem zatem spokojnie i legalnie udać się w dalszą podróż. Wcześniej przejeżdżając przez poligon zatrzymywałem się tylko przy ruinach kościoła w Chojnicy. Tym razem postanowiłem obejrzeć również to, co zawsze omijałem.

I tak, po niecałych dwóch km dojechałem do pomnika upamiętniający mord na okolicznych mieszkańcach dokonany przez hitlerowców dnia 2. września 1939r.

Pomnik ofiar hitlerowców.

Kawałek dalej znajduje się zjazd z głównej drogi do Glinna. Po ujechaniu 500m trafiamy na ukrytą - urokliwą polankę, a na niej kamień upamiętniający Wojciecha Bogusławskiego oraz fundamenty dworku, w którym mieszkał.

Bogusławski
Po drodze jednak mijamy mokradła:
Mokradła w Glinnie.Strasznie musiały ciąć komarzyce tego Bogusławskiego - nie zazdroszczę mu.

Po kolejnych ok. 5 km. Trafiamy dojeżdżamy do miejsca, gdzie była wieś Chojnica. Trafiamy tam na stary cmentarz w lesie.
Chojnica - stary cmentarz.
Najświeższe nagrobki datowane były na koniec 1. połowy XX w. Najstarsze, które się zachowały i były czytelne pochodziły z II połowy XIX w. Przy wielu z nich można znaleźć znicze. A więc pamięć o tych ludziach jeszcze nie zginęła.

Zadbany był nawet grób NN:
Chojnica - grób NN.Ciekawe, czy ktoś z potomków tego człowieka zastanawia się jeszcze, gdzie ów on spoczywa i co się z nim stało...

Kawałek dalej dojeżdżamy do wspomnianych wyżej ruin kościoła:
Chojnica - ruiny kościoła.
Po drodze jeszcze mały rzut oka na ścieżkę zdrowia, na której szkolą się żołnierze:


I po następnym kilometrze dojeżdżamy do końca poligonu. Cała droga przez poligon ma niespełna 10 km. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji nią jechać, to szczerze polecam.

Po wyjechaniu z terenu poligonu skierowałem się w dół Biedruska - w stronę Warty, aby wjechać na Nadwarciański Szlak Rowerowy i tamtędy udać się do Poznania. Malownicza trasa wiodąca przez lasy i pola biegnąca - jak sama nazwa wskazuje - wzdłuż Warty. Błotka również było całkiem niemało, ale znośnie.

W pewnym miejscu zjeżdżam z Nadwarciańskiego, aby dalej jechać nad samą rzeką.

Rzeka tej zimy ma wyjątkowo wysoki poziom, który utrzymuje się już od dłuższego czasu. Jest to o tyle dziwne, że w sumie nie ma wielu opadów. Widać to już było na moich zdjęciach z wypadu do Obrzycka. Widać i tu:

Warta - CzerwonakW tle za drzewkami próbował się schować charakterystyczny elewator w Czerwonaku.

Pod słońce niestety fotka wyszła przyciemniona.

W oddali - na widnokręgu dymiący - 200m komin Elektrociepłowni Karolin. Dzięki niemu poznaniacy mają cieplutko w domkach.

Odcinek ten ma kilka urozmaiceń w postaci np. przeszkód terenowych. Oto jedna z nich:
Przeszkoda terenowa nad Wartą.
Innym razem są to piaski, w które latem koło potrafi się zapaść na blisko 20 cm. Jest zacnie. :)

W końcu Jegomość dotarł do Poznania. A tutaj na estakadę kolejową:


Lubię tę budowlę. Mam już jej zdjęcia od każdej strony i o prawie każdej porze roku oraz o różnych porach dnia. A mimo to za każdym razem, gdy tędy przejeżdżam, muszę wykonać kolejne zdjęcie. To jest silniejsze ode mnie. :)

Oprócz tego zaliczyłem dziś Rusałkę i Strzeszynek - kolejne sentymentalne miejscówki, w których dawno nie byłem jednakże tam już się nie zatrzymywałem na robienie zdjęć, bo czas naglił. Wyjechałem późno, mnóstwo czasu straciłem na przystanki i zwiedzanie poligonu oraz na jazdę i przedzieranie się wzdłuż Warty i się obawiałem, że zastanie mnie zmrok, a tymczasem wyposażony byłem jedynie w czołówkę.
ProX musiał dziś zostać w domu i się podładować, bom dał ciała i nie naładował go wieczorem.


  • DST 5.54km
  • Czas 00:18
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 35.37km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test lampki ProX Dual

Poniedziałek, 26 stycznia 2015 · dodano: 28.01.2015 | Komentarze 0

Ha! Kolejna zabójcza trasa. :)

Ale tym razem nie o wycieczkę chodziło, a o udanie się na pobliskie pola celem przetestowania nowej lampki w warunkach nocnych.

Rzec muszę, że lampka zacnie daje czadu. 2000 lumenów przy pomocy dwóch diod 10W wypala na wylot ciemność przed bicyklem pozwalając tym samym na bezpieczną jazdę. Załączony akumulator wg producenta ma pojemność 8Ah i emituje prąd o napięciu 8,4V. Z prostego rachunku zatem wynika, że naładowany do pełna akumulator na maksymalnym trybie powinien nam wystarczyć na ponad 3h ciągłego świecenia.

Ale ale. Lampka przecież nie musi świecić cały czas na full. Mamy jeszcze tryby 50% i 20%, które skutecznie nam wydłużają czas działania. Jakby tego było mało, jest też tryb migania, choć nie wiem, po co to komu.

Z moich krótkich obserwacji wynika, że na asfalcie bez oświetlenia ulicznego spokojnie wystarczy tryb najsłabszy, czyli 20%, a na polnej, czy leśnej drodze 50% radzi sobie bardzo dobrze. Z pełną mocą natomiast trzeba uważać, ażeby nie oślepiać innych użytkowników.

Cyklista na bieżąco może monitorować aktualny poziom naładowania aku dzięki trzem diodom.

Całość jest wykonana estetycznie i całkiem nieźle. Obudowa lampki jest z aluminium i dodatkowo posiada użebrowanie zwiększające powierzchnię oddawania ciepła.

Moim zdaniem przydałby się drugi przycisk, który by służył do przełączania pomiędzy pełną, a ustawioną wcześniej mocą. Coś na kształt przełącznika świateł drogowych/mijania. Dzięki temu można by było szybko się przełączać pomiędzy trybami, aby nie oślepiać jadących z naprzeciwka. Obecnie za każdym razem trzeba "odklikać" pełną sekwencję, co na dłuższą metę może być wkurzające.

Urządzonko przyjeżdża zapakowane w estetyczny kartonik, a w środku oprócz lampki właściwej, akumulatora i ładowarki znaleźć można również... uchwyt umożliwiający przerobienie świecidełka w czołówkę. Genialne. :)

Na koniec kilka fotek. Niestety nie oddają one rzeczywistego efektu, ale jest przynajmniej punkt odniesienia:

1. Tryb najsłabszy, czyli 20%:
ProX Dual 20%
2. Średni (50%):
ProX Dual 50%
3. I wreszcie najmocniejszy - pełna para:
ProX Dual 100%
Trybu mrugającego niestety nie udało mi się uchwycić, ponieważ na zdjęciu lampka albo świeciła, albo nie świeciła. ;)

Dla porównania natomiast mój dotychczasowy zestaw oświetleniowy składający się z pięcioletniej lampki Authora i kupionej w zeszłym roku czołówki z diodą 7W:
Dotychczasowe oświetlenie.
Tak naprawdę to wbrew pozorom zestaw ten radził sobie nie najgorzej jeśli miał świeże baterie. Z ProXem natomiast jazda po zmierzchu będzie zupełnie nowym doznaniem. :)

Zdjęcia są trochę zaszumione, bo mój aparat cieńko sobie radzi na swoim maksymalnym ISO=400, a do tego już mi się nie chciało przepuszczać przez program do odszumiania. Przeżyjecie. :P




  • DST 101.25km
  • Czas 05:10
  • VAVG 19.60km/h
  • VMAX 38.55km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Wronek przez Bytyń

Sobota, 24 stycznia 2015 · dodano: 25.01.2015 | Komentarze 0

Pierwsza setka od 2,5 roku. :)

Wyjazd zaplanowany między 8:00, a 8:30. Wbiłem się w środek okienka.

Temperatura pokazywana na liczniku oscylowała w okolicach -1 a +1 st., choć był moment, gdy wyszło słońce, że wyskoczyło 3 st.
Troszkę mnie to dziwiło, bo pomimo bezwietrznej pogody, gdy temperatura zaczynała schodzić do -1 st., to robiło mi się chłodno. Zastanawiałem się, co jest nie tak. Początkowo zwaliłem to na podwyższoną wilgotność wynikającą z mgły, ale gdy dojechałem do Ostroroga i zauważyłem na jakimś termometrze temperaturę o 2 st. niższą, niźli by to wynikało ze wskazań mego urządzenia. A więc tu był pies pogrzebany! Moja Sigma jest niepoprawną optymistką. Durna baba...
Później jeszcze raz zweryfikowałem błąd wskazania na innym mijanym termometrze i wynik był podobny. Cóż - muszę skalibrować go z termometrem lekarskim, aby mieć dokładny punkt odniesienia, a do tego czasu będę odejmował 2 st. od wskazań.

Pogoda początkowo była niezbyt słoneczna. Ot - fajnie bo bezwietrznie, ale zachmurzone niebo. W zasadzie to dupy nie urywało, ale jechało się nie najgorzej.

Aleja drzew."Aleją gwiazd drzew, aleją gwiazd drzew biegniemy jedziemy, Bóg drogę zna, pod niebem gwiazd, pod niebem gwiazd żyjemy, a każdy sam." - Z. Sośnicka, Jegomość.

Całe szczęście, że w nocy przymroziło. Dzięki temu to, co było dalej mogłem pokonać na kołach, a nie na nogach ubłociwszy się przy tym po kolana. Choć i tak miejscami było dość ciężko ze względu na cienkie oponki Byczka. Muszę je wymienić na coś grubszego bo zajechaniu obecnych.

Po jakimś czasie pogoda zaczęła się robić coraz lepsza. Wyszło nawet słońce, dzięki czemu można było uchwycić drzewko zmęczone życiem:
Zmęczone drzewko.
Gdzieś tam na dole chyba ma jeszcze jedną żywą gałąź. Ale co to za życie...

W Kaźmierzu przejechałem przez rynek, ale nie chciało mi się zatrzymywać. Dopiero na wylocie zauważyłem ciekawy obiekt w postaci... rakietki:

Rakietka w Kaźmierzu.

Ponieważ tradycji musi stać się zadość, muszę umieścić zdjęcie jakiegoś krzyża, czy innej kapliczki. Ustrzeliłem kapliczkę. Jedną - taką żółtą - w Żalewie. Na marginesie - całe szczęście, że używanie prawego Alt-u nie nastręcza mi trudności w przeciwieństwie do wielu osób, których umiejętność ta przerasta. Inaczej zabrzmiało by to co najmniej dziwnie:
Kapliczka w... zalewie? Hmmm, a może w sosie własnym? ;)

Kapliczka w Żalewie

W końcu dojechałem do Bytynia, skąd skierowałem się na Pólko. I tutaj niespodzianka. Słońce, które od pewnego czasu świeciło z prawie bezchmurnego nieba znikło. Widoczność spadła do ok. 100m, a moje ubranie oraz Byczek zaczęły zmieniać kolor na... biały. Drogą dedukcji i eliminacji doszedłem do tego, że wraz z moim bicyklem zostaliśmy otoczeni przez zjawisko atmosferyczne zwane potocznie mgłą. Owa mgła zaczęła się nagle. Jadę sobie w słońcu, a po chwili znajduję się w mleku. Udało mi się nawet uchwycić granicę zjawiska i drogę wraz z całym horyzontem ginącą z widoku kawałek dalej, choć zdjęcie (w dodatku z komórki) niestety nie oddaje rzeczywistości.

Lost HighwayLost Highway.
A tu widok wstecz na to, co miałem dotychczas:
W stronę światła."A jak zobaczysz długi tunel, to nie idź w stronę światła!" - Osioł ze Shreka

Na wszelki wypadek włączyłem oświetlenie aby kierowcy mieli szansę dostrzeżenia mnie i ruszyłem dalej.

W Pólku odbiłem w prawo, aby zawitać na... Malibu. Czyli do przystani w Komorowie nad jez. Bytyńskim. W przeciwieństwie do poprzedniej wycieczki, tym razem Byczek nie miał możliwości zakamuflowania się. Dlatego znienacka zrobiłem mu zdjęcie, jak kontempluje zamarznięte jezioro i jedną z licznych wysp, która choć znajdowała się 50m od nas, to było ledwo widoczna. Szkoda, że była ta mgła. Liczyłem na kilka fajnych fotek, a tak to dupa mleczna.

Byczek na Malibu.Byczek kontempluje.

Cóż - trzeba było ruszyć dalej. Kilka machnięć pedałami i po 15 km dokulałem się do Ostrorogu, gdzie uchwyciłem wciśnięty między miejską zabudowę przybytek niebieski.

Kościół w Ostrorogu.Kościół w Ostrorogu.

Podczas zawracania na ulicy w celu wykonania powyższej fotki okazało się, że jest całkiem ślisko. Prawie zaliczyłem glebę, gdy mi odjechało przednie koło. Zaskoczonym.

Kawałek dalej dojechałem do Wronek, gdzie na rynku urządziłem sobie mały popas.

Rynek we WronkachPomnik na rynku we Wronkach.

Po małym odpoczynku ruszyłem w drogę powrotną. Po drodze oczywiście musiałem uchwycić zakład karny. Wiadomo bowiem - być we Wronkach i nie widzieć więzienia to tak jak być w Poznaniu i nie widzieć napierdzielających się capów na ratuszu.

Więzienie we Wronkach.Więzienie we Wronkach.

Podczas wykonywania powyższego zdjęcia naszła mnie obawa, czy aby za moment nie podjedzie do mnie ktoś, kto chciałby mi zadać kilka pytań. Wszak robienie zdjęć zakładu karnego przez zamaskowanego Jegomościa w kominiarce mogłoby się wydać komuś podejrzane. Na szczęście mój spokój nie został przez nikogo zmącony i mogłem bezpiecznie ruszyć dalej. :)
Po drodze minąłem jeszcze dwa zakłady największych pracodawców w okolicy, czyli Amicę i Samsunga.

Dalsza droga była na tyle nudna, że nie miała nawet zakrętów. Ot, prosty asfalt do samych Szamotuł, który ginął gdzieś tam za horyzontem. Wyglądało to mniej więcej tak:

Droga prosta i pusta po sam horyzont.Droga prosta i pusta po sam horyzont.

Dalej już nie widziałem żadnych obiektów, które na tyle by mnie zainteresowały, aby je uwiecznić na błonie. Znaczy na karcie.
Dlatego Jegomość udał się prosto do domu.

Podsumowanie wycieczki:
Wypad ciekawy, choć pogoda mogłaby być lepsza. Głównie ze względu na mgłę, która przez dużą część trasy nie pozwoliła na podziwianie widoków, które były obok mnie. Mimo to było fajnie. :)




  • DST 83.75km
  • Czas 05:35
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wzdłuż Warty do Obrzycka.

Sobota, 17 stycznia 2015 · dodano: 23.01.2015 | Komentarze 4

Dziś będzie na bogato, bo udało mi się zrobić kilka fajnych fotek.

Trasa pierwotnie ustalona na niecałe 70 km, ale kilka skoków w bok w okolice Zielonejgóry, a nawet za wielką wodę wydłużyły wycieczkę do niespełna 84 km. No i gicio. Wszak trzeba przed sezonem odbudowywać utraconą formę.

Wyjazd zaplanowany pomiędzy 8:30 a 9:00 udało się zrealizować z 6 minutowym zapasem. :)
Początkowo jechało się tak sobie - przez pierwszą godzinę, no - może półtorej padał deszcz. Raz mocniej, raz słabiej. Później tylko siąpiła mżawka, aby ostatecznie po niespełna 2h zupełnie przestało padać.

Teraz może taki mały, poboczny wątek filozoficzny:
Podczas przejazdu przez Oborniki zastanawiałem się, dlaczego tzw. "szlachta rowerowa" z pogardą patrzy na DDR i uważa, że IM nie przystoi po nich jechać, gdyż "DDR są dla plebsu na holendrach".
Bardzo częsty widok w Poznaniu - wzdłuż ulicy biegnie DDR, ale "szlachta" (w szczególności na szosówkach) z pewną dozą wyższości koniecznie musi jechać wśród aut po asfalcie, ponieważ ICH przepisy kodeksu drogowego nie dotyczą... Widok godny politowania...
Mimo wszystko jednak - jako że jestem ciekawy świata i pałam chęcią poznawania oraz rozumienia dziwnych zjawisk oraz osobliwości postanowiłem się jednak wczuć w "szlachtę" i zastanowić się, co siedzi w ich głowach, gdy w pełną ostentacją łamią przepisy. Przyczyn tego zachowania udało mi się znaleźć kilka:

1. Utrzymanie DDR. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że nawet gdy droga już powstanie, to i tak pełno jest na niej różnego rodzaju szkieł, piasku, kamieni, nierówności, zimą śniegu, lodu itp. Jazda po nich przypomina czasem tor przeszkód. Można złapać kapcia, "Filipa", lub nawet coś znacznie ciekawszego i intrygującego.
2. Bezmyślne wytyczenie. Gdy już ktoś wyznaczy taką drogę, to po jaką cholerę wije się ona jak jakaś wstęga i co kilkaset metrów przejeżdża z jednej strony ulicy na drugą? Jaki w tym sens, aby coś, co z założenia ma poprawiać bezpieczeństwo co kilkaset metrów narażało nas na kurs kolizyjny z samochodami? Widok częsty szczególnie w małych, przelotowych miejscowościach. Po kiego?
3. Przeszkody na drodze. Stoi drzewo na drodze? Oj tam oj tam. A któż by się nim przejmował? Przecież można wyznaczyć drogę przez... środek jego pnia:

Drzewo na drodze.
Innym razem to będzie znak drogowy, latarnia uliczna czy jeszcze inny słupek. Dziwnym trafem pasy dla aut - nie wiadomo dlaczego - nie są wytyczane w taki sposób...
4. Nawierzchnia. Co kieruje - za przeproszeniem - urzędnikami, aby z uporem maniaka nawierzchnię DDR wykonywać z kostki? Z tego co wiem, to położenie asfaltu (szczególnie takiego, który wytrzyma niewielki nacisk powodowany przez rowery) jest mniejszy, niż wykładanie tej samej powierzchni kostką. Koszty więc odpadają. No chyba, że się mylę. Pomijam kwestię rzekomego niszczenia nadgarstków poprzez drgania kierownicy spowodowane jazdą po szczelinach między kostkami, bo to akurat uważam za brednię. Gdyby drgania kierownicy miały wichrować nadgarstki, to rowerzystom MTB chyba by poodpadały dłonie. Istotny jest natomiast opór toczenia. Na asfalcie jest on wyczuwalnie mniejszy. Gdy się jedzie do sąsiada za miedzą, to opór ten można pominąć. Gdy natomiast mamy w planie dłuższą wycieczkę, to już zaczyna mieć znaczenie. Zimą z kolei podczas mrozu kostka jest dużo bardziej śliska, niż asfalt. Same wady.
5. No i wreszcie duma. "A co JA będę jechał poboczem? Przecież JA jestem takim samym użytkownikiem drogi jak inni". Tak - drogi "szlachcicu". Jesteś takim samym użytkownikiem drogi jak inni, a więc dotyczą Cię takie same przepisy jak innych. Dlatego z łaski swojej schowaj swoją i roszczeniową postawę do kieszeni i mykaj grzecznie tam, gdzie Twoje miejsce. Gdybyś na DDR zobaczył jadący lub parkujący samochód, to zapewne byłbyś pierwszy do zlinczowania jego kierowcy...
Pomimo czterech - bądź co bądź - ważnych przyczyn pozostanę jednak przy korzystaniu z dróg dla rowerów. Może i trochę wolniej przez to pojadę, ale na pewno bezpieczniej. Wszak - jak już pisałem - na biciu chorych rekordów mi nie zależy.
Wpisem tym narażę się zapewne tzw. "rasowym" rowerzystom, którym rower zastępuje cały świat, a nawet żonę, męża, czy wręcz rodzinę, ale co mi tam - gdy widzę problem, to wyrażam na jego temat swoje zdanie. Jeśli komuś się ono nie spodoba to tylko będzie oznaczało, że jest coś na rzeczy. ;)

Wracając jednak do wycieczki i jej opisu.
W samych Obornikach można znaleźć ciekawie położony amfiteatr:

Amfiteatr w Obornikach.
Uroku mu dodaje drzewna sceneria. Świetna sprawa latem, gdy odbywają się jakieś spektakle podczas skwaru. Aż chyba upoluję jakieś wydarzenie i wybiorę się tam w najbliższe wakacje.

Kawałek za Obornikami trafiamy wioseczkę Bąblin, a w niej zakon. Tutaj ostrożnie i cichaczem trzeba było pyknąć fotkę i czym prędzej się zmywać, aby nikt nie sprowadził mnie na złą drogę:

Zakon w Bąblinie.

Tym razem się udało. Po pstryknięciu fotki szybko wskoczyłem na mego bicykla i braciszkom nie pozostało nic innego, jak zjedzenie Marsa i odsłuchanie "My Girl" Nirvany z reklamy tegoż batonika. ;)

A tu wspomniana reklama:


Droga od Obornik praktycznie cały czas była jednym, łagodnym i długim podjazdem.

Po drodze małe zahaczenie o Zielonągórę. Hmmm, jak to się właściwie powinno poprawnie odmieniać?
Analogicznie jak Koziegłowy? Czyli: Byłem w Koziegłowach?
Czy może tak jak Białystok? A więc: Byłem w Białymstoku?
Tak więc: Byłem w Zielonejgórze, czy: byłem w Zielonagórze?
Intuicja podpowiada mi, że pierwsza opcja jest poprawniejsza, ale może to wynikać z sugestii wynikającej z odmiany miasta Zielona Góra.
Czy są tu jacyś poloniści? Jeśli tak, to poproszę o zajęcie stanowiska w tej intrygującej sprawie. :)

O. Tak to wygląda:
Zielonagóra
Kawałeczek za Zielo... tą miejscowością znajduje cel podróży, a więc Obrzycko, na którego obrzeżach - po drugiej stronie Warty został umiejscowiony pałacyk z pięknym parkiem. Całość jest własnością UAM i nosi wdzięczną nazwę "Dom Pracy Twórczej".
Przylegający park można zwiedzać, natomiast w "Domu" można wynająć nocleg, sale konferencyjne, czy inne rarytasy i frykasy.

Oto pała cyk:

Pałac w Obrzycku.
A tutaj pomnik przed nim. Nie wiem, co to jest, ale ładne to:
Pomnik w Obrzycku.
Nie omieszkałem również sfocić mego Byczka w pięknej scenerii:

Byczek w Obrzycku.
Całość jest naprawdę ładnie utrzymana. Aż chce się patrzeć:

Obrzycko - oficyna.
Po zejściu niżej można rzucić okiem na rozlaną Wartę:
Rozlana Warta 1
I w drugą stronę też:
Rozlana Warta 2
A kawałek dalej taki oto korzonek, który ma własny dach:

Korzonek w Obrzycku
Przyznam szczerze, że ten korzonek mnie zaintrygował. Ciekawe, co kierowało osobą, która zdecydowała, że ma mieć on swoje schronienie i swój własny daszek. Czy jest to jakiś korzeń historyczny? A może jest to związane właśnie z pracą twórczą, która to ma się odbywać w tym miejscu? Niestety dociekania prawdy nie ułatwił fakt, iż korzonek nie został wyposażony w żadną tabliczkę informacyjną. Cóż - pozostało mi zatem tylko oddalić się z głową pełną domysłów i pomysłów.

Tymczasem kontemplując dotarłem do mostu na Warcie, z którego rozciągała się taka oto panorama Obrzycka:
Panorama Obrzycka.
Kawałek dalej udało się znaleźć ratusz widoczny na powyższej panoramie:

Ratusz w Obrzycku
Przy okazji zauważyłem dość ciekawą sytuację. Otóż - na rynku w Obrzycku przed ratuszem biegnie ulica. Ulica jest jednokierunkowa ale na tyle szeroka, że spokojnie mieszczą się na niej trzy auta w szeregu. Pasy są jednak dwa, a nie trzy. Dlaczego? Ano dlatego, że tubylcy wydzielili je nie za pomocą oznakowania poziomego w postaci namalowanych linii. Nie - oni postanowili nie być tacy tuzinkowi i pasy ruchu rozdzielili... samochodami. Na samym środku drogi - wzdłuż jej osi poustawiane są w szeregu samochody. To się nazywa fantazja...

Po opuszczeniu tej miejscowości trzeba było ruszyć powoli w drogę powrotną.
W Brączewie ciekawostka - można się natknąć na stary - nieczynny most kolejowy. Jako, że stare - porzucone budowle to jest to, co Jegomoście lubią najbardziej, trzeba było się mu przyjrzeć.
Z daleka wygląda on tak:

Most w Brączewie1.
Nieco bliżej już tak:
Most w Brączewie 2.
A to widok pod nogami:

Most w Brączewie 3.
Jeszcze tylko mały skok skrótem na sąsiedni kontynent za wielką wodą:

Ameryka.
I można wracać do domku.

Na koniec bonusik.
W starym młynie:
W starym młynie.
Oraz droga do młyna prowadząca:
Droga do młyna.

Jak więc widać - nie cała droga usłana była asfaltem czy inną kostką. Był też stary - wiejski bruk, na którym lepiej nie przekraczać 12 km/h, jeśli nie chcemy dostać wstrząśnienia mózgu.

Ale i tak było gicio. :)




  • DST 3.20km
  • Czas 00:15
  • VAVG 12.80km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do sklepu po piwko na wieczór.

Piątek, 16 stycznia 2015 · dodano: 16.01.2015 | Komentarze 0



Dziś rekord wszechczasów normalnie. No ale co zrobić? Co zrobić? :)




  • DST 45.47km
  • Czas 02:35
  • VAVG 17.60km/h
  • VMAX 38.71km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rundka po pracy.

Czwartek, 15 stycznia 2015 · dodano: 15.01.2015 | Komentarze 0



Po powrocie z pracy myk myk - uzupełnienie kalorii, przepakowanie się i na bicykl. Przy okazji nakarmiłem wreszcie czołówkę świeżo nabytymi bateriami. No - teraz to ona świeci zacnie. Choć stwierdzam, że czołówka jest dobra głównie na równą nawierzchnię. Na wertepach - z racji tego, że kąt padania światła jest bardzo zbliżony do kąta obserwacji - nie widać nierówności. :/

Zdjęć dzisiaj nie chciało mi się cykać. Zresztą podobnie jak wczoraj, krótko po moim wyruszeniu ściemniło się. Dlatego tym razem kółeczko bez zatrzymywania się. No prawie. Gdy zaczął padać deszcz to musiałem pochować dobytek do worków z zamknięciem strunowym, coby nie zamókł i się nie spsuł, a ponadto ze dwa lub trzy razy robiłem mały postój na sprawdzenie dystansu. W związku z tym, że wciąż nie dotarła przesyłka z zamówionymi akcesoriami, wśród których jest m.in. nowy licznik, korzystam z MyTracks w komórce. W sumie fajny i pożyteczny program. Polecam, jeśli ktoś jeszcze nie zna. Używam od kilku lat - odkąd się zaprzyjaźniłem z Androidem.

Odnośnie rzeczonej przesyłki, to muszę stwierdzić, że rowertour.com ma u mnie duży minus. Zamawiałem towar w piątek. Wczoraj podczas rozmowy telefonicznej pan mnie zapewniał, że wyślą go jeszcze w środę, a najpóźniej dzisiaj tak, że na piątek na pewno go dostanę. Niestety - w panelu klienta status zamówienia w dalszym ciągu jest "Do wysłania". Na ja pitolę - albo ma się towar, który się sprzedaje albo się go nie ma. Jeśli się nie ma, to należy o tym uczciwie uprzedzić klienta. Czy w stacjonarnym sklepie sprzedawca również informuje o braku towaru dopiero po uiszczeniu należności? Kpina!
Tym bardziej, że liczyłem na przetestowanie nowej lampki w najbliższy łikent.

No ale uciekłem jakoby na wątek poboczny, a tymczasem inne sprawy mam do opisania.

Podczas dzisiejszej jazdy dął wiatr. A że tradycyjnie było to "kółeczko", to dął raz z lewa, raz z prawa, innym razem od tyłu, żeby po chwili dmuchać prosto w mordę. Na dodatek przez prawie połowę trasy jechałem w deszczu. :/ No ale w sumie w porównaniu do ulew, w których robiłem i po kilkadziesiąt km, gdzie po dojechaniu na miejsce i zejściu z bicykla ociekałem niczym po bliskim spotkaniu z zawartością kubła wody, to to był ledwie kapuśniaczek. Albo i nawet nie.

Przez jakiś odcinek pomykałem DW187. Droga bez pobocza, w dodatku wielce niemały ruch, gdyż wiedzie ona w stronę zachodzącego słońca i ludzie pędząc nią skracają sobie przez Pniewy dojazd do DK24, tudzież innej DK92. Przez większość odcinka była DDR, jednakże jakieś 2km pędziłem po asfalcie wśród automobili. Na szczęście mój odblaskowy pas policyjny oraz konkretna lampka w tyle dają radę i widać me jestestwo naprawdę z daleka, choć było już ciemno.

Jutro prawdopodobnie odpuszczę dwukołowca. Muszę załatwić po pracy kilka drobnostek, więc może być już za późno po powrocie.  No i może mi się już zwyczajnie nie chcieć. Poza tym mam pewne plany związane z sobotą i chciałbym przed nią lekko odsapnąć. Wszak nie jeździłem w zasadzie przez 1,5 roku, a więc dopiero nabieram formy. :)

Może jutro dla odmiany skoczę na jakiś basenik.




  • DST 36.95km
  • Czas 02:04
  • VAVG 17.88km/h
  • VMAX 33.41km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po ciemku z dupowatym oświetleniem

Środa, 14 stycznia 2015 · dodano: 15.01.2015 | Komentarze 0



Wróciłem dziś z pracy później, niż wczoraj, a dodatkowo musiałem jeszcze załatwić pewną rzecz.
To spowodowało, że gdy wyruszałem było już szaro, a po chwili zrobiło się ciemno jak w tylnej części ciała u afropolaka. Dlatego dziś nie będzie niestety zdjęć. No chyba, że lubicie czarne prostokąty. Jeśli tak, to zaraz na szybko coś namaluję w Paincie. ;)

Oczekuję wciąż na kilka akcesoriów, które zamówiłem w ostatni piątek do mojego Byczka. W tym na lampkę. Wg zapewnień sklepu przesyłka powinna dotrzeć do piątku, a więc są szanse na weekendowe testy, czego niezmiernie nie mogę się doczekać. Testy oczywiście odpowiednio udokumentuję zdjęciowo.

Dziś jechało mi się tak sobie z powodu kiepskiego oświetlenia. Obecnie składa się na nie lampka, która może i była nie najgorsza gdy ją kupowałem, ale to było jakieś 5 lat temu. Toż to przecie prehistoria w tej dziedzinie. Ponadto oprócz niej i tak odpalałem zawsze tradycyjną lampkę na "dymano", coby zwiększyć snop światła i zróżnicować kąt jego padania, co jest szczególnie przydatne podczas jazdy po wertepach. Ale to było w poprzednim rowerku. W Byczku nie mam dymana, a więc się "nida".
Teraz dodatkowo zakładam czołówkę kupioną w zeszłym roku specjalnie na wypad w góry. Czołówka całkiem przednie i przyzwoicie sobie radzi, gdyż ma diodę o mocy 7W i soczewkę z regulowaną ogniskową. Jednakże jest jeden warunek - muszą być w niej świeże baterie. Obecny zestaw siedzi w niej od zeszłych wakacji, przeto wczoraj stwierdziłem, że czas już na manewr wymiany. Jedyne co widzę dzięki mojemu zestawowi reflektorów to to, czy jadę po drodze czy po polu. A do tego to mi w sumie lampki są niepotrzebne, gdyż odczuję to na siodełku. :)

Dodatkowo oprócz kiepskich światełek podczas jazdy na pięknej DDR wzdłuż DW187 pomiędzy Gałowem a Szamotułami zostałem oślepiony przez jadące z naprzeciwka auta, przez co prawie skończyła mi się droga. Znaczy ona skręciła, a ja o mały włos pojechałbym prosto komponując się pięknie z rowem. Wyrobiłem na centymetry...

Niestety - muszę poprawić tylną przerzutkę. Po wczorajszej glebie na wyższych przełożeniach chodzi nieprecyzyjnie i raz po raz przeskakuje. :( Będę musiał kupić osłonę na wózek, coby na przyszłość uniknąć takich nieprzyjemnych sytuacji.




  • DST 32.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 12.80km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przez łąki i knieje.

Wtorek, 13 stycznia 2015 · dodano: 14.01.2015 | Komentarze 0


Po ostatnich huraganach i wymuszoną przez nie przerwą w jeżdżeniu w końcu nastała piękna pogoda. Będąc w pracy serce mi się kroiło widząc, jaką piękną wiosnę mamy tej zimy. Bezchmurne, słoneczne niebo, temperatura w ciągu dnia przekraczająca 10 st. C, Prawie bezwietrzna pogoda. Normalnie żal nie kręcić. Dlatego gdy urwałem się z pracy, od razu pędziłem do domu, żeby zdążyć wyjść póki słońce nie poszło spać. Zdążyłem. :)

Dziś niestety nie będzie dużo zdjęć, ponieważ po pewnym czasie się ściemniło, więc telefon i jego aparat stał się nieprzydatny. Niemniej coś tam mi się udało uchwycić.

I tak - przejeżdżając przez Objezierze i jego okolicę bardzo malowniczą z racji zbiorników wodnych i Doliny Samicy można znaleźć tablicę informacyjną na temat gatunków ptaków zamieszkujących tęże dolinę:

Dolina Samicy
W Baborowie natomiast natknąłem się na figurkę Św Floriana znajdującą się na budynku O.S.P. Jak się okazuje, święty ten jest patronem strażaków. Jego figurkę można znaleźć na prawie każdej remizie:

Św. Florian w Baborowie
Niestety - podczas robienia tego zdjęcia zaistniała dość nieprzyjemna sytuacja. Byczek pod wpływem nagłego i nieoczekiwanego podmuchu wiatru zaliczył glebę. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że poleciał na prawą stronę. Jak się później okazało, na skutek upadku wygiął się wózek przerzutki. Zorientowałem się kilka km później, gdy jadąc polną drogą po wjechaniu w błoto wbiłem przerzutkę na największe kółko. Usłyszałem, że gdzieś coś mi stuka o szprychy. A to wygięty wózek o nie haczył. :(
Zaliczyłem więc nieplanowany, obowiązkowy postój. Udało mi się trochę odgiąć zbója i już jest prawie OK. Mogę wrzucać na najniższy bieg i pokonywać błotniste drogi.

Podczas przejeżdżania przez Górkę dostrzegłem inną kapliczkę. Jakże inną od dotychczas spotykanych. W zasadzie to skojarzyła mi się ona z betonowym klocem:

Kapliczka w Górce
Niechybnie pamiątka po PRLu.

Podczas jazdy znalazłem również nieśmiało skrywającą się w Popowie między świerkami inną kapliczkę. Ta już miała bardziej klasyczną i tradycyjną formę:

Kapliczka w Popowie.
Niestety - później już się ściemniło i musiałem przywdziać mój policyjny pas odblaskowy i włączyć oświetlenie mego bicykla. I choć znalazłem kilka ciekawych obiektów wartych utrwalenia, to niestety nie było warunków ku temu, aby utrwalenia tego dokonać. Widać - muszę trasę powtórzyć za dnia. :)




  • DST 42.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 13.62km/h
  • Temperatura -4.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bujanko

Wtorek, 6 stycznia 2015 · dodano: 14.01.2015 | Komentarze 0


Początek roku sprzyja kręceniu. Jak nie łikent noworoczny, to tzw. dzień trzech mędrców.
Ponadto wreszcie przestało wiać. Do tego delikatne zaśnieżenie, lekki mróz i bujanko jak ta lala. Rower jechał praktycznie sam. Ja tylko pedałowałem. A i na zamarzniętych kałużach można się z deka powygłupiać.

Podczas bujanka udało mi się uwiecznić na fotkach (a jakże) kilka ciekawych obiektów. Dziś dla odmiany nie będzie ani jednego krzyża, czy innej kapliczki. Będą za to dwa inne zabytki. ;)

Pierwszym z nich jest pała cyk umiejscowiony w uroczym parku zawierającym stare drzewa i dwa stawy. Znajduje się on w Gałowie. I choć park nie należy do wielkich, to ma jakiś swój urok.

Pała cyk w Gałowie.

Innym ciekawym miejscem, do którego lubię raz po raz wracać jest zbiornik retencyjny Radzyny i umiejscowiona na nim zapora. Nie wiem, dlaczego tak go lubię. Pewnie dlatego, że ogólnie lubię zbiorniki wodne oraz obiekty hydrotechniczne. :)

Tama na zbiorniku Radzyny

I tablica informacyjna:

Tablica informacyjna Radzyny
Mam nadzieję, że coś tam uda się odczytać, bo szkoda mi trochę miejsca na to, aby wrzucać duże fotki. Wszak do końca miesiąca zostało jeszcze trochę czasu. ;)

Podczas przejeżdżania przez Baborówko obok słynnego hipodromu natknąłem się na koniki hasające sobie po wybiegu:

Koniki 1
Bestyje gdy tylko zobaczyły jakiegoś rowerzystę zatrzymującego się przy ogrodzeniu, od razu śpiesznie się przybliżyły w celu umożliwienia wykonania sesji zdjęciowej.

Koniki 2
Jeden był nawet na tyle odważny, że nadstawiał się wręcz do pieszczot:

Konik
Pocieszne stworzonko. :)

A oto drugi i ostatni zabytek na dziś, a zarazem końcówka wycieczki. Zabytkiem tym jest relikt epoki minionej w postaci dworca kolejowego w rzeczonym Baborówku:

Dworzec Baborowko

Cytując pana Adama Słodowego (który - na marginesie - w zeszłym miesiącu skończył 92 lata):
Na tym kończę i do zobaczenia. :)





  • DST 38.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 12.67km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Sprzęt Planetka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spacerek po okolicy.

Niedziela, 4 stycznia 2015 · dodano: 14.01.2015 | Komentarze 0


Korzystając z kończącego się, pierwszego noworocznego weekendu wybrałem się na mały spacerek. Tego dnia pogoda dopisała nieco lepiej, niż dnia poprzedniego. Wicher nie dmuchał tak bardzo i choć temperatura była w okolicach zera, to z racji przyjemnie świecącego słoneczka oraz delikatnego przyprószenia krajobrazu białym puchem od razu przyjemniej się jechało.

Pole

Niestety nie obyło się bez nieprzyjemnego incydentu. Podczas przeprawy przez przeszkodę terenową o podwyższonej wilgotności zgubiłem licznik. :( Zorientowałem po przejechaniu ok. 200m w trawie. Na szczęście intuicja mnie nie zawiodła i po powrocie do miejsca przeprawy znalazłem uciekiniera. Niby nic wielkiego - zwykły marketowy licznik kupiony kilka ładnych lat temu, ale mimo to byłoby mi go szkoda. Dobrze, że się znalazł. Oto miejsce wspomnianego incydentu:

Miejsce incydentu

Przejeżdżając przez wioskę Witoldzin natknąłem się na taki oto krzyż:
Krzyż z piłą na górze
Zastanawiałem się, po co została na nim umieszczona wygięta piła i co ma ona symbolizować...

Innym ciekawym okazem był krzyż z belek stojący w środku lasu. Wyglądał trochę, jakby był zrobiony z... podkładów kolejowych:
Krzyż z podkładów kolejowych
Sądząc po tym, jak opaski wpiły się w pień drzewa, został tam chyba postawiony sporo lat temu.

W Myszkowie natomiast natknąłem się na figurkę Pasterza stojącą w pewnym oddaleniu od głównej drogi asfaltowej:
Pasterz

Wycieczkę uważam za udaną. :)