Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jegomosc z miasteczka Poznań Zadupie. Mam przejechane 2651.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.93 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jegomosc.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wiejskie tereny

Dystans całkowity:1861.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:99:37
Średnia prędkość:18.68 km/h
Maksymalna prędkość:55.98 km/h
Suma podjazdów:5550 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:66.47 km i 3h 33m
Więcej statystyk
  • DST 41.34km
  • Czas 01:48
  • VAVG 22.97km/h
  • VMAX 54.53km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Małe wahadełko

Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

Nie mogłem tego dnia się za bardzo oddalać od domu aby w każdej chwili móc wrócić, a miałem ochotę choć trochę posmigać. Stąd małe wahadełko. Po 40 km stwierdziłem, że nudne to jak cholera, więc wróciłem do domu.


  • DST 86.30km
  • Czas 04:45
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 45.09km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 478m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

W.P.N.

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

Tym razem czas na południowe okolice Poznania.

Padło na Wielkopolski Park Narodowy. W pierwszej kolejności trzeba się przebić przez miasto. Trasa standardowa na Maltę. Jako, że ruszył wreszcie sezon Maltanki, nie przejechałem obojętnie obok ciuchci i koniecznie musiałem ją uwiecznić. :)

MaltankaMaltanka - kolejka nie tylko dla dzieci

Samo jezioro jest dwa kroki dalej, o czym przypomina wilgotne powietrze nasączone wodą z pływającej fontanny.

MaltaPływająca fontanna na Malcie

Kolejnym ciekawym miejscem na trasie jest Dębina. Ot, taki sobie Staw Borusa.

Dębina - Staw BorusaDębina - Staw Borusa

Ciekawostką jest to, że nad brzegami dębińskich stawów można zastać całe mnóstwo obozujących wędkarzy. W żadnym innym miejscu w Poznaniu nie widziałem tylu namiotów nad zbiornikiem wodnym co tam.

Po dojechaniu do Lubonia okazało się, że jestem tam jeden dzień za wcześnie.

Luboń - 3 majaFalstart?

No ale co miałem robić? Przemknąłem po cichu niezauważony i popędziłem dalej, aby w pięknych okolicznościach przyrody usiąść i spałaszować śniadanko.

ŚniadankoNad rzeczką, nieopodal krzaczka...

Stanowczo stwierdzam, że choć w pecha nie wierzę, to tutaj jest jakiś wyjątek: mam jakiegoś pecha do haków... za Luboniem wjechałem w piach, w którym schował się kawał badyla. Oczywiście jak na komendę wkręcił mi się między szprychy i przerzutkę. :( Na szczęście zdążyłem szybko zablokować tylne koło i hak tym razem się nie złamał, ale naciągnął i pękł w jednym miejscu. Ponadto naderwał się pancerz od linki. No normalnie dupa blada. Jakoś połatałem, poprostowałem i poregulowałem co się dało i ruszyłem dalej. Niestety - ze względu na uszkodzony pancerz - bez 9. biegu. :( Peszek.

Na szczęście początek WPN znajdował się już niedaleko. Wjazd do niego zdecydowanie poprawił mi humor. :)
Ot, choćby dlatego, że można w nim zastać takie atrakcje jak Głaz Leśników:

Głaz LeśnikówGłaz Leśników

W razie natomiast jakby ktoś planował się zgubić w dzikich ostępach puszczy, to skutecznie mu to uniemożliwią plany znajdujące się przy drodze.

Plan WPNPlan WPN

Głaz Leśników nie jest jedynym kamyczkiem, który można zastać w tych rejonach. Znajduje się tu też m. in. Głaz Jaśkowiaka.

Głaz JaśkowiakaGłaz Jaśkowiaka

Zdaje się, że po drodze mijałem inne "gemmologiczne" pamiątki, ale nie chciało już mi się zatrzymywać przy każdej z nich. Zamiast tego udałem się wokół jez. Góreckiego, na którym znajduje się wyspa. Wyspa jest rezerwatem ścisłym. A w rezerwacie ścisłym stoi domek.
A w zasadzie to zameczek. Zameczek, który Klaudyna Potocka dostała w prezencie ślubnym. A zresztą - co będę tłumaczył:

Tablica - zamek na jez. GóreckimWyspa zamkowa

Czego to się nie zrobi, żeby mieć spokój od baby... nawet jeśli to własna siostra. W sumie to pomysł przedni - najlepiej wysłać ją na bezludną wyspę. :) Przyznam, że Bernard miał zacnego szwagra.
No i jeszcze obowiązkowo rzut oka na samą wyspę z zameczkiem:

Zamek na wyspieZamek na wyspie

Gdzieś tam dalej zrobiłem sobie przerwę nad innym jeziorkiem. W moim pobliżu znalazłem trapez. Nie - nie figurę płaską, ale drążek do ewolucji cyrkowych. Niestety nie był okupowany. Może dla niektórych woda jeszcze za zimna...

TrapezTrapez

Dalej już nie widziałem niczego ciekawego na tyle, żeby to sfotografować. Tzn. może i by się coś znalazło, ale mi się nie chciało. Więc po prostu wsiadłem na rower i wróciłem do domu urozmaicając sobie nieco drogę powrotną małymi modyfikacjami trasy.




  • DST 52.24km
  • Czas 03:24
  • VAVG 15.36km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 368m
  • Sprzęt Planetka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zielonka i Dziewicza Góra

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

Wycieczka w tempie iście emeryckim. Nawet jak na mnie. :)

Wyjazd w okolicach 12:00, azymut Puszcza Zielonka i jej wieża. Po drodze jezioro Swarzędzkie i takie tam.

Byczek wciąż unieruchomiony, więc po raz kolejny wziąłem na wyprawę swą starą druszkę - Planetkę.

Jazda przez miasto poszła dość sprawnie. Do Malty na szczęście przez większość drogi wiodą DDR z nie najgorszą nawierzchnią, więc jedzie się dość sprawnie.
Niestety - tego dnia odbywał się znów jakiś maraton, przez co Malta była sparaliżowana. Udało się jednak przebrnąć obok jeziora i wjechać w las, gdzie można było wreszcie zaznać spokoju i wzdłuż Cybiny udać się w kierunku jez. Swarzędzkiego mijając po drodze okoliczne stawy: Olszak, Browarny, Młyński i Antoninek.

Nazwa st. Browarnego wzięła się od Browaru Mycielskich, który funkcjonował do roku 1976. Obecnie zabytkowy budynek znajduje się w rękach dewelopera, który - miejmy nadzieję - nie doprowadzi do jego zrujnowania. W bezpośrednim sąsiedztwie browaru powstały tzw. apartamentowce.

Apartamentowce obok Browaru MycielskichApartamentowce obok Browaru Mycielskich.

Nad st. Młyńskim z kolei można zastać restaurację Młyńskie Koło. Restauracja - a w zasadzie gospoda - ma różne opinie. Jedni twierdzą że przyjemna, inni że nieprzyjemna, jeszcze inni twierdzą że jest to przybytek dla snobów. Ja tam nie oceniam. Jakakolwiek by ona nie była, nie można jej odmówić jednego: pięknego budynku i malowniczej scenerii.

Młyńskie KołoMłyńskie Koło

Kolejna przerwa na fotkę odbyła się już w Puszczy Zielonce. Konkretnie w Wierzenicy, przy dworku Augusta Cieszkowskiego - patrona Akademii Rolniczej, lub jak kto woli - Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.


Dworek augusta CieszkowskiegoDworek pozuje z Planetką.

Tablica CieszkowskiegoI jeszcze tablica znajdująca się nad Planetką z bliska

Jakiś tam kawałek dalej - również w Wierzenicy natknąć się można na drewniany kościół znajdujący się na szlaku kościołów drewnianych wokół Puszczy Zielonka.


Kościół w Wierzenicy



W okolicach tych można się natknąć na nisko latające szybowce. Wynika to stąd, że w pobliżu znajduje się ich gniazdo. Jeszcze. :(

Nisko latający szybowiecNisko latający szybowiec

Z Wierzenicy jeszcze mały wypad pewnym tajemniczym skrótem nad morze:
MielnoMoże morze?

I równie szybki powrót do Zielonki.
W tym roku mija okrągła rocznica 23 lat od wielkiego pożaru, który plądrował wielkopolskie lasy. W celu upamiętnienia tej wielkiej, jak na nasze warunki klęski, postawiono wygrawerowany głaz. Teraz każdy, kto będzie tamtędy przechodził lub przejeżdżał dowie się lub przypomni sobie, o tych dniach. Chyba, że ignorant. Albo niepiśmienny. Ale to wtedy jego strata. Niestety jakiś mały potworniak wtrynił mi się w kadr... :/ Nie przeganiałem, bo do dzikich zwierząt nie wolno się zbliżać.


Głaz na tle potworniaka.

Tuż za kamlotem postawił ktoś pomnik przyrody. Nie tryskał on może jakoś wybitnie życiem,
ale i tak uznałem, że warto go uwiecznić bo forma jego dość ciekawa.

Pomnik przyrody.Przyrody pomnik

Od wspomnianego miejsca niedaleko już było do punktu kulminacyjnego dzisiejszej wycieczki, czyli do Dziewiczej Góry ze sterczącą nań wieżą.

Dalej już było z górki. Dosłownie i w przenośni. szybki powrót do domu i delektowanie się resztą dnia. :)




  • DST 55.09km
  • Czas 02:38
  • VAVG 20.92km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 255m
  • Sprzęt Planetka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlakiem czterech jezior

Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 26.05.2015 | Komentarze 2

Jako, że nadeszła wreszcie piękna pogoda, postanowiłem wyruszyć na małą wycieczkę, którą roboczo nazwałem szlakiem czterech jezior. Czterech, bo kolejno mijałem:
Rusałkę
Strzeszyńskie
Kierskie
Lusowskie
W drodze powrotnej oczywiście w kolejności odwrotnej. :) Tyle, że przeciwnymi brzegami.

Byczek wciąż uziemiony ze złamanym hakiem, ale od czego jest Planetka. :)
Początkowo zastanawiałem się, jak mogłem na niej jeździć. Inna pozycja, sztywny widelec, ogólnie dziwnie. Ale po kilku km stwierdziłem, że w sumie nie jest źle. Nawet pomimo dziwnego terkotania blaszanych błotników. :)

Przez pierwsze km tak się zamyśliłem nad jazdą, że zupełnie przeoczyłem pierwsze jezioro i zapomniałem nad nim zrobić zdjęcie. Ale pomyślałem: Co tam - przecież będę dziś jeszcze obok niego jechał, więc wtedy zrobię fotkę.
I pojechałem dalej. Nad Strzeszyńskim skleroza na szczęście mnie opuściła i o fotkach nie zapomniałem.

Aerator na jez. StrzeszyńskimAerator na jez. Strzeszyńskim

Aerator w przybliżeniuAerator w przybliżeniu

Po krótkim postoju na pomoście pełnym rowerów i ich (jak się domyślam) wylegujących się właścicieli wsiadłem na mój bicykl i udałem się w dalszą drogę obierając azymut Kiekrz.Tutaj miałem w planie zjechać nad brzeg jeziora na terenie Jacht Klubu Wielkopolskiego mieszczącego się przy ul. o znaczącej nazwie: Wilków Morskich.
Niestety - brama, wartownik oraz napis: "Wstęp tylko dla członków klubu" zniechęciły mnie do tego niecnego uczynku. Pojechałem dalej zastanawiając się, w jaki sposób "nie członek" ma zostać "członkiem", skoro nie ma prawa wejść na teren klubu? To jest chyba coś na zasadzie "Drogie dziecko nie wolno Ci wchodzić do wody, dopóki się nie nauczysz pływać".
A szkoda, bo bywałem kilka razy na terenie tego klubu przy okazji imprez żeglarskich i bardzo mi się tam podobało...

Mimo wszystko pojechałem dalej i wykonałem najmniej okazałe fotki jez. Kierskiego, jakie można sobie wyobrazić.
jez. Kierskie od dupy stronyjez. Kierskie od dupy strony

Śmignąłem dalej, w kierunku jez. Lusowskiego, po drodze przejeżdżając przez Lusowo - całkiem ładną wieś o charakterze miejskim. Nie omieszkałem sfotografować przybytku niebieskiego


Kościół w Lusowie

Kawałek dalej, po zignorowaniu znaku B-1 widocznego w dolnym, lewym rogu powyższego zdjęcia, zjechałem nad docelowy zbiornik wodny udając się przez piaszczystą plażę wprost na pomost pontonowy.

jez. Lusowskie - widok z pomostuWidok z pomostu

jez. Lusowskie - widok na pomostWidok na pomost

Od plaży wzdłuż brzegu wiodła ścieżka dla rowerów. Oczywiście jak wiadomo - na ścieżce dla rowerów należy stawiać stalowe barierki. Jest to oczywiście bardzo logiczne. Zupełnie tak logiczne, jak gdyby ktoś na autostradzie - czyli drodze z założenia i definicji służącej do szybkiego pokonywania dużych odległości - ktoś stawiał szlabany. Moment...

Barierki na ścieżce rowerowejBarierki na ścieżce rowerowej

Pomimo udziwnionych utrudnień, po kilku machnięciach pedałami byłem na drugim brzegu, gdzie to na zwalonym pniu urządziłem sobie popas z widokiem na wspomniany wcześniej przybytek niebieski i pomost pontonowy.

Całkiem inne spojrzenieLusowskie z innej perspektywy

Stąd udałem się w drogę powrotną, objeżdżając wszystkie napotkane dotychczas jeziora z drugiej ich strony.
Niestety - mijając Rusałkę znów śmignąłem obok niej zupełnie zapominając o wykonaniu fotki. Chyba za często ostatnio nad nią bywam, skoro przejeżdżam obok nawet już nie rejestruję tego faktu. :)





  • DST 29.31km
  • Czas 01:26
  • VAVG 20.45km/h
  • VMAX 42.29km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jaka piękna katastrofa...

Piątek, 3 kwietnia 2015 · dodano: 05.04.2015 | Komentarze 0

... rzekłby Grek Zorba widząc zakończenie mojej dzisiejszej wycieczki.

Ale wszystko po kolei.

Z rana spontanicznie pojechałem oddać krew. Zawirowania z początku roku i grypa w lutym zaowocowały niestety tym, że miałem prawie czteromiesięczną przerwę po ostatniej donacji, a do tej pory zawsze starałem się oddawać regularnie co dwa miesiące. :(

Po południu natomiast lżejszy o pół kilo skorzystałem z tego, że wreszcie przyszła wiosna i wyszło słońce. Wybrałem się więc na popołudniową wycieczkę po wiejskich, bocznych dróżkach.

Trasa bliżej nieokreślona, bardziej na zasadzie poszwendania się i nacieszenia się przyjemną pogodą, niż wyrobienia jakiegoś tam planu. Trochę wiało, ale w porównaniu z Niklasem szalejącym trzy dni wcześniej był to zaledwie przyjemny zefirek.
Jazda głównie po asfalcie. Ostatnie kilometry kręciłem po leśnych drogach i (prawie) bezdrożach.

Na sobotę lub niedzielę miałem zaplanowany dłuższy wyjazd, więc ten traktowałem jako rozgrzewkę i rozruszanie się po kilkudniowej przerwie.

We wsi Boguniewo natknąłem się na miejsce straceń.

Miejsce straceń.Miejsce straceń w Boguniewie.

Miejsce to było nieco oddalone od drogi i trochę schowane. Gdyby nie drogowskaz, to przejechałbym nie wiedząc nawet co minąłem. Natknąłem się tam na pana z grabiami. Dbał o to, żeby pomnik nie zarósł krzakami i zielskiem. Chwali mu się to. Może ktoś z zamordowanych był jego przodkiem...?

Na wsi jak to na wsi - można spotkać różne ciekawe stworzenia. Np. Pana Kura.

Pan Kur.Pan Kur

Albo inne bestie, które akurat wyszły na żer i bezlitośnie anihilują trawę.

Koniki.Bestie.

Niedaleko Boguniewa jest inna miejscowość o wdzięcznej nazwie Słomowo, w której można natknąć się na kompleks ciekawych budowli z1905 r.
Pierwszą z nich jest kościół.

Kościół w Słomowie.Kościół w Słomowie.
Zaintrygował mnie kamyk widoczny powyżej. Niezwłocznie pośpieszyłem więc wykonać mu zdjęcie z nieco mniejszej odległości.

Kamyk przed kościołem w Słomowie.Kamyk przed kościołem.

W pierwszej chwili można by pomyśleć, że rok temu JP nr 2 przyjechał sobie do Słomowa w odwiedziny przywożąc mieszkańcom pamiątkę ze swojej wizyty w postaci rzeczonego kamyka...

Kawałek i jeden podjazd dalej pośród drzew chowa się pałacyk.


Pałac w Słomowie.Pałac

Na szczęście nie jest on kompletną ruiną w przeciwieństwie do wielu pałaców stojących w polskich wsiach. Tabliczka z nazwą firmy ochroniarskiej na bramie sugeruje, że nie jest on bezpański. Może więc doczeka się jeszcze remontu i przywrócenia do życia...

PompaPompa

Wiosnę czuć już w powietrzu, w zapachu ziemi i widać w rozwijających się pąkach oraz po coraz liczniejszej zwierzynie hasającej po okolicach. Podczas jazdy kilka razy natknąłem się na majestatycznie lecące żurawie. Innym razem spacerowały sobie po polu wyszukując jakiegoś smakowego kęsa.

ŻurawPtaszek

Ponadto na pola wyruszają warkoczące machiny przygotowujące ziemię pod uprawę. Ich nieodłącznymi towarzyszami są kłębiące się za nimi ptaki żerujące na pędrakach i innych świeżo wykopanych larwach.

Wiejski fasf toodWiejski fast food.

W końcu nadszedł czas na zjechanie na drogi gruntowe i pokrążenie nieco po lasach i polach. Bujając się wygodnicko po asfalcie i będąc wpatrzonym w licznik i wyświetlane na nim cyferki, czasami można przeoczyć i pominąć tę najlepszą część wycieczek rowerowych, jaką jest możliwość bezpośredniego sąsiedztwa z przyrodą.

Wierzby 1
Wierzby. Charakterystyczny element polskiego krajobrazu.


Po kilku kilometrach dojechałem na most na rzece Kwai Małej Wełnie.
A z mostu dwa diametralnie różne widoki w zależności od kierunku, w którym patrzymy:

W dół rzeki:Mała Wełna
I w górę rzeki:
Mała Wełna

Oraz widok samego mostu:

O jeden most za daleko

Niestety - po przebyciu ostatniego mostu i ujechaniu około kilometra doszło do tytułowej katastrofy. Droga przekształciła się w zarośniętą - ledwo widoczną ścieżkę. Po chwili jakiś badyl wkręcił mi się w szprychy i pociągnął za sobą przerzutkę, co doprowadziło do urwania haka. :(

Jaka piękna katastrofaJaka piękna katastrofaJaka piękna katastrofa... :(

Oczywiście zapasowego haka nie miałem, więc w tym momencie siłą rzeczy moja wycieczka dobiegła końca. :(
Na szczęście z załatwieniem awaryjnego transportu nie było problemu.

W sobotę obskoczyłem kilka sklepów rowerowych w nadziei, że uda mi się znaleźć hak i uratować plany niedzielnego kółka, ale niestety zgodnie z przypuszczeniami nie udało mi się dostać odpowiedniego typu. Tym samym plany poszły do piachu. :(
Od wtorku będę kontynuował poszukiwania, ale tym razem nie popełnię tego błędu i kupię też zapasową sztukę. Wszak wentyle czy dętki wozi się na wszelki wypadek, a te o wiele łatwiej dostać w sklepie...

Mam nadzieję, że sama przerzutka nie ucierpiała. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na pogiętą, ale okaże się po zamontowaniu.

Jegomość życzy wszystkim wesołych, rodzinnych świąt i smacznego jajeczka.

Pamiętajcie o swoich rodzinach. O tym, że je macie, po co i dlaczego je macie. W dzisiejszych czasach coraz więcej jest pasożytów, którzy o tym nie pamiętają i nie interesuje ich nic poza ich własnym jestestwem...
Świat byłby dużo lepszy, gdyby tego typu kreatury się nie rodziły...



  • DST 64.36km
  • Czas 04:17
  • VAVG 15.03km/h
  • VMAX 41.84km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łąki, lasy, knieje, bezdroża, ciut asfaltu. Czyli Śnieżycowy Jar.

Niedziela, 22 marca 2015 · dodano: 26.03.2015 | Komentarze 2








Tego dnia, z racji że nastała wiosna, zaplanowaliśmy oglądanie iście wiosennych kwiatków. Udaliśmy się więc na północ
od Poznania. Jako cel podróży wybrany został rezerwat dzikich kwiatów nieopodal Murowanej Gośliny oddalony
o niespełna 30 km od stolicy Wielkopolski. Dystans niewielki, jednakże trzeba wziąć poprawkę na to, że była to
moja pierwsza wycieczka po grypsku paskudnym i nie chciałem się za bardzo przeforsować. Na szczęście tego dnia
pogoda dopisała i świeciło piękne słoneczko, choć temperatura nie rozpieszczała. Z rana było niewiele ponad 0 st., a

świeże powiewy rześkiego wiatru chwilami przyprawiały o gęsią skórkę i powodowały, że chciało się szybciej
machać dolnymi kończynami, coby się jak najszybciej rozgrzać. W sumie więc same pozytywy. :) Bez czapki
i rękawiczek tym razem jednak się nie obyło. Wyjazd zaplanowany na ok. 10:00 opóźniony o jedynie 7 minut.
Elegancko. :) Pierwsze kilometry biegły wzdłuż Warty po nadwarciańskim szlaku rowerowym. Na wysokości Owińsk - za
Czerwonakiem przyszła kolej na pierwszą sesję fotograficzną. Nad rzeką, w pięknych okolicznościach przyrody i tego...
i niepowtarzalnej, druh Byczek zapozował wdzięcznie do zdjęcia na tle kościoła w Owińskach i
ustawił się wybierając uprzednio swój lepszy profil. :)

Byczek nad Wartą.Byczek pozuje na tle Owińsk.

I jeszcze widok na same Owińska z tejże perspektywy:

Owińska.

Enty raz, który pokonywaliśmy ten odcinek szlaku spowodował, że kolejny przystanek zarządziliśmy jednogłośnie i
gremialnie dopiero w Biedrusku na moście. No, w zasadzie to jednocześnie i na moście i tuż
obok mostu, a konkretnie to obok stojących do dziś betonowych filarów po starej przeprawie z 1925r.
Interesującym jest fakt, że w porównaniu do stycznia Warta ma zdecydowanie niższy stan. Czyżby
susza i brak opadów? A może w Jeziorsku przykręcili kurek? Cóż - nie było w tym roku zimy i śniegu,
to i stopnieć nie miało co. A może zgodnie z tym, co ostatniego dnia stycznia pisał Romulus, zbliża się
okres lęgowy ptaków i niski stan wody może mieć związek właśnie z tym? Ot, niezła ciekawostka.


Pozostałości starego mostu.

Pozostałości starego mostu w Biedrusku 2.I tu też.

Wycieczka.Zbiorowe zdjęcie naszej grupy wycieczkowej.

Na południe.I jeszcze mały rzut oka w kierunku na południe.

Biedrusko zostało w tyle, a my popedałowaliśmy dalej w kierunku Promnic DDR z kostki, wzdłuż której stały
eleganckie barierki. Rzec by można - las barierek w barwach narodowych. :] Nie wytrzymałem. Musiałem się
zatrzymać i uwiecznić to krzywe dzieło geniuszu rodzimej architektury drogowej.

Aleja barierek między Biedruskiem a Promnicami.Aleja barierek między Biedruskiem a Promnicami.

Historia lubi się powtarzać. Słyszałem, że w innych częściach Polski ponoć również można spotkać podobnie
okropny widok. Czyży kolejny wymysł jakiegoś kretyńskiego, unijnego - za przeproszeniem - urzędnika
niezbyt zdrowego na umyśle? A może nadgorliwość naszych wspaniałych drogowców?
Od tego miejsca kawałek dalej zjechaliśmy na szczęście z głównej drogi w nieco ciekawsze
rejony. Miejsce kostki zastąpiły betonowe płyty. :] Nawierzchnia z takich płyt miała może i swój
urok w PRLu, ale obecnie chyba wolę się poruszać po normalnym, przyzwoitym szutrze.

Kapliczka za Promnicami.Nie mogło oczywiście zabraknąć kapliczki. :) Ta stoi za Promnicami.

Około 1,5 km dalej płyty się skończyły i wreszcie zaczął się normalny, przyzwoity choć ciut nierówny szutr.
Bez porównania lepsze to, niż rytmiczne podrygiwanie na nierównych łączeniach zbrojonego betonu. Cóż, mistrzowi
Yodzie zapewne by to nie przeszkadzało. Wszak moc w nim wielka i lewitować potrafi. Jegomość woli jednak
śliczną polną drogę wraz z jej urokami. :)

Warta w Radzimiu 1Warta w Radzimiu w stronę Poznania...

Warta w Radzimiu 2...i w stronę Obornik

Zanim wjechaliśmy do rezerwatu postanowiliśmy zjechać w dół do samej rzeki. Wcześniej jakoś nigdy tam nie
dotarliśmy, co jak widać było błędem. Omijał nas widok na spuściznę po naszych słowiańskich przodkach.
Efektownie może to nie wygląda, ale po lekturze komiksów o Kajku i Kokoszu można sobie wyobrazić,
co nasi dzielni przodkowie tu wyczyniali. Całe szczęście, że nigdzie się nie natknęliśmy na warownię
Hegemona. Może była za tablicą "Poligon wojskowy, wstęp wzbroniony". ;)
Ładnie tam.

Grodzisko Stożkowate.Grodzisko stożkowate nad Wartą.

Warta i jej dolina to jednak bardzo malownicze tereny, choć miejscami nieco nierówne.

Bałem się trochę tych nierówności. Nie tyle ze względu na siebie, co na Byczka cienkie koła. Nie chciałem wracać z
ósemkami. Dlatego ujechaliśmy jeszcze kawałek podziwiając widok budzącej się przyrody i po przebyciu
lekko ponad kilometra w stronę Obornik postanowiliśmy, że zawrócimy i
udamy się w końcu ku celowi naszej wyprawy, czyli do Śnieżycowego Jaru.
.


Rezerwat Śnieżycowy Jar.Aby nie było wątpliwości, co to za miejsce.

Śnieżycowy Jat - informacje.Garść informacji

W samym rezerwacie do kilkadziesiąt metrów byli poustawiani strażnicy leśni, którzy mieli za zadanie pilnować, aby niesforni zwiedzający nie schodzili ze ścieżki. Niestety byli potrzebni. Co chwilę musieli upominać kogoś, komu się wydawało, że jego zakaz ten nie dotyczy bo ma w ręce aparat. Podziwiam tych strażników. Całymi dniami muszą strofować bezmyślnych ludzi, a jednak mimo to potrafili to robić z pełną kulturą i humorem. Szacun.

Śnieżyce 1Śnieżyce 2Śnieżyce 3Śnieżyce 4Śnieżyce 5
A oto sprawczyni całego zamieszania i akcji - Śnieżyca Wiosenna (Leucoium vernum L.):

Podczas wykonywania powyższej fotki nie zszedłem ze ścieżki i nie ucierpiał żaden kwiatek. :P

Śnieżyca - TablicaTrochę informacji o kwiatku.

Po opuszczeniu rezerwatu postanowiliśmy nieco zmienić drogę powrotną i ruszyliśmy nad brzegiem Warty w stronę Promnic. Jazda dostarczyła kilku rozrywek i wrażeń w postaci kilkumetrowych, stromych przewyższeń i dolinek oraz mojej niegroźnej gleby przy próbie podjechania pod jedną ze ścian na cienkich oponkach Byczka i z zapełnionymi sakwami.

Po drodze minęliśmy starą żwirownię. Niestety nie cały żwir został wybrany, co dało się odczuć.

Nieczynna Żwirownia 1Stara żwirownia


Droga obok starej żwirowni

Później jeszcze tylko przepękać rytmiczne podskakiwanie na betonowych płytach i można się było delektować niefazowaną kostką brukową.
W samym Biedrusku zrobiliśmy małą przerwę przy pałacyku na obfotografowanie machin jeżdżących i latających.

Antek 1Antek od przodka


Antek od boczka

Mały Czołg"Mały Czołg" Herr Huberta Grubera

W Biedrusku została podjęta decyzja, że aby nie powielać drogi raz przebytej tego dnia, dalej jedziemy przez poligon do Złotnik. Na szczęście i tym razem nie było ostrego strzelania.
Drogę przez poligon opisywałem przy poprzedniej okazji, więc nie będę się powtarzał.

Reasumując - była to bardzo udana i miła wycieczka. :) Całe szczęście, że się udało wszystko zgrać i na nią wyruszyć.
Kolejne przygody ze Śnieżycami już za rok, a tymczasem trzeba odświeżyć sobie w pamięci multum starych szlaków, którymi dawno nie jeździłem i zaplanować kolejne ekscytujące trasy. :)





  • DST 23.71km
  • Czas 01:12
  • VAVG 19.76km/h
  • VMAX 33.28km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sobotni spacerek

Sobota, 14 lutego 2015 · dodano: 19.02.2015 | Komentarze 0

Ostatnimi czasy mało jeżdżę. :( Albo jakieś wyjazdy, albo inne sprawy zaprzątały mi głowę. Niemniej na sobotę był plan.

Z podkreśleniem na BYŁ, bo po piątkowym Ostatnim występie w mieście, w sobotni poranek obudziłem się z lekką niechęcią do wyruszania na bicyklowe wojaże.
Miałem co prawda opracowaną ciekawą trasę, jednak po prostu mi się nie chciało. Tym bardziej, że w domu wzywało trochę obowiązków.

Z drugiej strony - pogoda była tak wiosenna i słoneczna, że grzechem byłoby jej nie wykorzystać i dusić się w czterech ścianach.
Wybrałem więc opcję kompromisu, czyli wyskoczyłem na krótki spacerek wokół komina. Trochę pedałowania, trochę dreptania, trochę delektowania się rześkim, wiosennym powietrzem i takimże Słońcem.

Czasu dzięki temu wystarczyło zarówno na przyjemności jak i na obowiązki. No i na zabawę w kucharza w kuchni (ale to chyba bardziej się zalicza do przyjemności ;) )

Trasa nie ucieknie - zrobię ją innego dnia. :)



  • DST 76.14km
  • Czas 04:14
  • VAVG 17.99km/h
  • VMAX 47.45km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poligon w Biedrusku i nadwarciański Szlak Rowerowy.

Sobota, 31 stycznia 2015 · dodano: 31.01.2015 | Komentarze 5


Rzutem na taśmę ostatnia wycieczka podczas tego księżyca.

Wycieczka ta chodziła za mną już od kilku dni jako trasa sentymentalna wiodąca przez miejsca, którymi się poruszałem rozpoczynając swoje bicyklowe przygody kilka lat temu. Ciepło wspominam te miejsca, więc chciałem je sobie nieco odświeżyć. Dziś jednak o mało co bym nie pojechał, gdyż rano byłem padnięty ze zmęczenia.
Głównie za sprawą ostatniego tygodnia. Krążyłem autem między Szczecinem, Kaliszem a Poznaniem, przez co nakulałem ponad 1000 km. Kluczową rolę jednak odegrały częste pobudki ok. 4:00 oraz wieczorne problemy z zaśnięciem.

Mała dygresja i wątek poboczny:
Jadąc do Szczecina musiałem przystanąć w 1/3 drogi na 15 minut i się zdrzemnąć. Oczy tak mi się zamykały, że gdybym tego nie zrobił, to niechybnie bym zasnął za kółkiem i skończył w jakimś rowie lub na drzewie. Jak na mnie jest to o tyle niezwykłe, że jestem odporny na brak snu i pierwszy raz musiałem podjąć decyzję o drzemce w trasie. Dalej już mi się jechało nie najgorzej.
Z drugiej strony nie ma się co dziwić - całą noc nie spałem - poprzedniej również prawie nie zmrużyłem oczu. Tymczasem wyjeżdżałem o 5:00.
Warto pamiętać o tym, że głupie 15 minut drzemki może uratować samochód, a nawet zdrowie, czy wręcz życie. Tak więc kwadrans to chyba niewygórowana cena. Niestety - wciąż wielu lekkomyślnych (żeby nie rzec głupich) ludzi bagatelizuje to, że aby zasnąć i spowodować wypadek wystarczy dosłownie kilka sekund i jadą na siłę, przez co rozbijają swoje auta...
I w sumie pieprzyć ich - nie żal mi ich. Gorzej, gdy przez swoją głupotę rozbijają cudze życia i rodziny...

No ale koniec moralitetów - nie po to tutaj wszyscy się zebraliśmy, aby słuchać/czytać kazań Jegomościa. ;)


Obudziwszy się dziś tuż przed 9:00, Jegomość stwierdził, że:

1. Jest zmęczony i niewyspany.
2. Nie chce mu się.
3. Na dworze dmie wiater. Może nie jakoś szczególnie mocny, ale nieprzyjemny i w porywach do 50km/h
4. Pogoda do tylnej części ciała.
5. "Ehh - gdyby była tak śliczna pogoda jak kilka dni temu, to byłaby zupełnie inna rozmowa".
Ogólnie więc nie warto.

Z drugiej strony cóż robić innego? Leżeć w domu i oglądać znów seriale? Komputer i filmy mają być wypełnieniem czasu, a nie sposobem na życie. Tym bardziej, że Jegomość ma z machinami liczącymi do czynienia naprawdę sporo w ciągu tygodnia.
Podczas tych dywagacji okazało się, że niebo się przejaśnia i zaczyna napitalać słonko. Wiater co prawda nie ucichł, ale był akceptowalny. No i szybka lektura ICMu oraz Google Maps pozwoliła stwierdzić, że przez prawie całą wycieczkę będzie wiało z tyłu lub z boku, a odcinków, gdzie będzie dmuchało prosto w mordę będzie niewiele i w dodatku często osłonięte lasem czy innym dobrem.

Zatem W DROGĘ!

Wyruszyłem późno, bo o 10:30. To była ta przyjemniejsza część imprezy, albowiem dmuchało w plecy, więc nie było większym problemem utrzymywać prędkość w okolicach 30 km/h.
Po kilku km zjechałem w las i skończyło się rumakowanie. W ostatnich dniach cokolwiek popadało, a dziś w nocy niezbyt chciało przymrozić, więc leśne i polne drogi pełne były błotka i innych atrakcji. Nie muszę chyba, przypominać, że Byczka podkowy nie należą do przesadnie masywnych. ;)
Ale i tak dawaliśmy radę.

Po jakimś czasie dotarłem do stacji kolejowej w Złotnikach:

Stacja PKP w Złotnikach.Niestety - jej urok już dawno przeminął. Choć i tak uważam, że ma więcej wdzięku, niż poznańskie shity center.

Jeszcze kilka km i wkraczamy z Byczkiem na teren poligonu. Przy wjeździe znajduje się mapa poglądowa na to, gdzie można, a gdzie nie wolno się zapuszczać. I to pod żadnym pozorem, jeśli nie chcemy skończyć z jakimś pociskiem w czerepie:
Poligon - mapa

Do mapki dołączony jest również regulamin przejazdu:
Regulamin poligonu.
Lektura regulaminu daje nam znać, że to nie przelewki. Na szczęście na wyświetlaczu nie było napisu "STÓJ - OSTRE STRZELANIA". Mogłem zatem spokojnie i legalnie udać się w dalszą podróż. Wcześniej przejeżdżając przez poligon zatrzymywałem się tylko przy ruinach kościoła w Chojnicy. Tym razem postanowiłem obejrzeć również to, co zawsze omijałem.

I tak, po niecałych dwóch km dojechałem do pomnika upamiętniający mord na okolicznych mieszkańcach dokonany przez hitlerowców dnia 2. września 1939r.

Pomnik ofiar hitlerowców.

Kawałek dalej znajduje się zjazd z głównej drogi do Glinna. Po ujechaniu 500m trafiamy na ukrytą - urokliwą polankę, a na niej kamień upamiętniający Wojciecha Bogusławskiego oraz fundamenty dworku, w którym mieszkał.

Bogusławski
Po drodze jednak mijamy mokradła:
Mokradła w Glinnie.Strasznie musiały ciąć komarzyce tego Bogusławskiego - nie zazdroszczę mu.

Po kolejnych ok. 5 km. Trafiamy dojeżdżamy do miejsca, gdzie była wieś Chojnica. Trafiamy tam na stary cmentarz w lesie.
Chojnica - stary cmentarz.
Najświeższe nagrobki datowane były na koniec 1. połowy XX w. Najstarsze, które się zachowały i były czytelne pochodziły z II połowy XIX w. Przy wielu z nich można znaleźć znicze. A więc pamięć o tych ludziach jeszcze nie zginęła.

Zadbany był nawet grób NN:
Chojnica - grób NN.Ciekawe, czy ktoś z potomków tego człowieka zastanawia się jeszcze, gdzie ów on spoczywa i co się z nim stało...

Kawałek dalej dojeżdżamy do wspomnianych wyżej ruin kościoła:
Chojnica - ruiny kościoła.
Po drodze jeszcze mały rzut oka na ścieżkę zdrowia, na której szkolą się żołnierze:


I po następnym kilometrze dojeżdżamy do końca poligonu. Cała droga przez poligon ma niespełna 10 km. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji nią jechać, to szczerze polecam.

Po wyjechaniu z terenu poligonu skierowałem się w dół Biedruska - w stronę Warty, aby wjechać na Nadwarciański Szlak Rowerowy i tamtędy udać się do Poznania. Malownicza trasa wiodąca przez lasy i pola biegnąca - jak sama nazwa wskazuje - wzdłuż Warty. Błotka również było całkiem niemało, ale znośnie.

W pewnym miejscu zjeżdżam z Nadwarciańskiego, aby dalej jechać nad samą rzeką.

Rzeka tej zimy ma wyjątkowo wysoki poziom, który utrzymuje się już od dłuższego czasu. Jest to o tyle dziwne, że w sumie nie ma wielu opadów. Widać to już było na moich zdjęciach z wypadu do Obrzycka. Widać i tu:

Warta - CzerwonakW tle za drzewkami próbował się schować charakterystyczny elewator w Czerwonaku.

Pod słońce niestety fotka wyszła przyciemniona.

W oddali - na widnokręgu dymiący - 200m komin Elektrociepłowni Karolin. Dzięki niemu poznaniacy mają cieplutko w domkach.

Odcinek ten ma kilka urozmaiceń w postaci np. przeszkód terenowych. Oto jedna z nich:
Przeszkoda terenowa nad Wartą.
Innym razem są to piaski, w które latem koło potrafi się zapaść na blisko 20 cm. Jest zacnie. :)

W końcu Jegomość dotarł do Poznania. A tutaj na estakadę kolejową:


Lubię tę budowlę. Mam już jej zdjęcia od każdej strony i o prawie każdej porze roku oraz o różnych porach dnia. A mimo to za każdym razem, gdy tędy przejeżdżam, muszę wykonać kolejne zdjęcie. To jest silniejsze ode mnie. :)

Oprócz tego zaliczyłem dziś Rusałkę i Strzeszynek - kolejne sentymentalne miejscówki, w których dawno nie byłem jednakże tam już się nie zatrzymywałem na robienie zdjęć, bo czas naglił. Wyjechałem późno, mnóstwo czasu straciłem na przystanki i zwiedzanie poligonu oraz na jazdę i przedzieranie się wzdłuż Warty i się obawiałem, że zastanie mnie zmrok, a tymczasem wyposażony byłem jedynie w czołówkę.
ProX musiał dziś zostać w domu i się podładować, bom dał ciała i nie naładował go wieczorem.


  • DST 5.54km
  • Czas 00:18
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 35.37km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test lampki ProX Dual

Poniedziałek, 26 stycznia 2015 · dodano: 28.01.2015 | Komentarze 0

Ha! Kolejna zabójcza trasa. :)

Ale tym razem nie o wycieczkę chodziło, a o udanie się na pobliskie pola celem przetestowania nowej lampki w warunkach nocnych.

Rzec muszę, że lampka zacnie daje czadu. 2000 lumenów przy pomocy dwóch diod 10W wypala na wylot ciemność przed bicyklem pozwalając tym samym na bezpieczną jazdę. Załączony akumulator wg producenta ma pojemność 8Ah i emituje prąd o napięciu 8,4V. Z prostego rachunku zatem wynika, że naładowany do pełna akumulator na maksymalnym trybie powinien nam wystarczyć na ponad 3h ciągłego świecenia.

Ale ale. Lampka przecież nie musi świecić cały czas na full. Mamy jeszcze tryby 50% i 20%, które skutecznie nam wydłużają czas działania. Jakby tego było mało, jest też tryb migania, choć nie wiem, po co to komu.

Z moich krótkich obserwacji wynika, że na asfalcie bez oświetlenia ulicznego spokojnie wystarczy tryb najsłabszy, czyli 20%, a na polnej, czy leśnej drodze 50% radzi sobie bardzo dobrze. Z pełną mocą natomiast trzeba uważać, ażeby nie oślepiać innych użytkowników.

Cyklista na bieżąco może monitorować aktualny poziom naładowania aku dzięki trzem diodom.

Całość jest wykonana estetycznie i całkiem nieźle. Obudowa lampki jest z aluminium i dodatkowo posiada użebrowanie zwiększające powierzchnię oddawania ciepła.

Moim zdaniem przydałby się drugi przycisk, który by służył do przełączania pomiędzy pełną, a ustawioną wcześniej mocą. Coś na kształt przełącznika świateł drogowych/mijania. Dzięki temu można by było szybko się przełączać pomiędzy trybami, aby nie oślepiać jadących z naprzeciwka. Obecnie za każdym razem trzeba "odklikać" pełną sekwencję, co na dłuższą metę może być wkurzające.

Urządzonko przyjeżdża zapakowane w estetyczny kartonik, a w środku oprócz lampki właściwej, akumulatora i ładowarki znaleźć można również... uchwyt umożliwiający przerobienie świecidełka w czołówkę. Genialne. :)

Na koniec kilka fotek. Niestety nie oddają one rzeczywistego efektu, ale jest przynajmniej punkt odniesienia:

1. Tryb najsłabszy, czyli 20%:
ProX Dual 20%
2. Średni (50%):
ProX Dual 50%
3. I wreszcie najmocniejszy - pełna para:
ProX Dual 100%
Trybu mrugającego niestety nie udało mi się uchwycić, ponieważ na zdjęciu lampka albo świeciła, albo nie świeciła. ;)

Dla porównania natomiast mój dotychczasowy zestaw oświetleniowy składający się z pięcioletniej lampki Authora i kupionej w zeszłym roku czołówki z diodą 7W:
Dotychczasowe oświetlenie.
Tak naprawdę to wbrew pozorom zestaw ten radził sobie nie najgorzej jeśli miał świeże baterie. Z ProXem natomiast jazda po zmierzchu będzie zupełnie nowym doznaniem. :)

Zdjęcia są trochę zaszumione, bo mój aparat cieńko sobie radzi na swoim maksymalnym ISO=400, a do tego już mi się nie chciało przepuszczać przez program do odszumiania. Przeżyjecie. :P




  • DST 101.25km
  • Czas 05:10
  • VAVG 19.60km/h
  • VMAX 38.55km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Wronek przez Bytyń

Sobota, 24 stycznia 2015 · dodano: 25.01.2015 | Komentarze 0

Pierwsza setka od 2,5 roku. :)

Wyjazd zaplanowany między 8:00, a 8:30. Wbiłem się w środek okienka.

Temperatura pokazywana na liczniku oscylowała w okolicach -1 a +1 st., choć był moment, gdy wyszło słońce, że wyskoczyło 3 st.
Troszkę mnie to dziwiło, bo pomimo bezwietrznej pogody, gdy temperatura zaczynała schodzić do -1 st., to robiło mi się chłodno. Zastanawiałem się, co jest nie tak. Początkowo zwaliłem to na podwyższoną wilgotność wynikającą z mgły, ale gdy dojechałem do Ostroroga i zauważyłem na jakimś termometrze temperaturę o 2 st. niższą, niźli by to wynikało ze wskazań mego urządzenia. A więc tu był pies pogrzebany! Moja Sigma jest niepoprawną optymistką. Durna baba...
Później jeszcze raz zweryfikowałem błąd wskazania na innym mijanym termometrze i wynik był podobny. Cóż - muszę skalibrować go z termometrem lekarskim, aby mieć dokładny punkt odniesienia, a do tego czasu będę odejmował 2 st. od wskazań.

Pogoda początkowo była niezbyt słoneczna. Ot - fajnie bo bezwietrznie, ale zachmurzone niebo. W zasadzie to dupy nie urywało, ale jechało się nie najgorzej.

Aleja drzew."Aleją gwiazd drzew, aleją gwiazd drzew biegniemy jedziemy, Bóg drogę zna, pod niebem gwiazd, pod niebem gwiazd żyjemy, a każdy sam." - Z. Sośnicka, Jegomość.

Całe szczęście, że w nocy przymroziło. Dzięki temu to, co było dalej mogłem pokonać na kołach, a nie na nogach ubłociwszy się przy tym po kolana. Choć i tak miejscami było dość ciężko ze względu na cienkie oponki Byczka. Muszę je wymienić na coś grubszego bo zajechaniu obecnych.

Po jakimś czasie pogoda zaczęła się robić coraz lepsza. Wyszło nawet słońce, dzięki czemu można było uchwycić drzewko zmęczone życiem:
Zmęczone drzewko.
Gdzieś tam na dole chyba ma jeszcze jedną żywą gałąź. Ale co to za życie...

W Kaźmierzu przejechałem przez rynek, ale nie chciało mi się zatrzymywać. Dopiero na wylocie zauważyłem ciekawy obiekt w postaci... rakietki:

Rakietka w Kaźmierzu.

Ponieważ tradycji musi stać się zadość, muszę umieścić zdjęcie jakiegoś krzyża, czy innej kapliczki. Ustrzeliłem kapliczkę. Jedną - taką żółtą - w Żalewie. Na marginesie - całe szczęście, że używanie prawego Alt-u nie nastręcza mi trudności w przeciwieństwie do wielu osób, których umiejętność ta przerasta. Inaczej zabrzmiało by to co najmniej dziwnie:
Kapliczka w... zalewie? Hmmm, a może w sosie własnym? ;)

Kapliczka w Żalewie

W końcu dojechałem do Bytynia, skąd skierowałem się na Pólko. I tutaj niespodzianka. Słońce, które od pewnego czasu świeciło z prawie bezchmurnego nieba znikło. Widoczność spadła do ok. 100m, a moje ubranie oraz Byczek zaczęły zmieniać kolor na... biały. Drogą dedukcji i eliminacji doszedłem do tego, że wraz z moim bicyklem zostaliśmy otoczeni przez zjawisko atmosferyczne zwane potocznie mgłą. Owa mgła zaczęła się nagle. Jadę sobie w słońcu, a po chwili znajduję się w mleku. Udało mi się nawet uchwycić granicę zjawiska i drogę wraz z całym horyzontem ginącą z widoku kawałek dalej, choć zdjęcie (w dodatku z komórki) niestety nie oddaje rzeczywistości.

Lost HighwayLost Highway.
A tu widok wstecz na to, co miałem dotychczas:
W stronę światła."A jak zobaczysz długi tunel, to nie idź w stronę światła!" - Osioł ze Shreka

Na wszelki wypadek włączyłem oświetlenie aby kierowcy mieli szansę dostrzeżenia mnie i ruszyłem dalej.

W Pólku odbiłem w prawo, aby zawitać na... Malibu. Czyli do przystani w Komorowie nad jez. Bytyńskim. W przeciwieństwie do poprzedniej wycieczki, tym razem Byczek nie miał możliwości zakamuflowania się. Dlatego znienacka zrobiłem mu zdjęcie, jak kontempluje zamarznięte jezioro i jedną z licznych wysp, która choć znajdowała się 50m od nas, to było ledwo widoczna. Szkoda, że była ta mgła. Liczyłem na kilka fajnych fotek, a tak to dupa mleczna.

Byczek na Malibu.Byczek kontempluje.

Cóż - trzeba było ruszyć dalej. Kilka machnięć pedałami i po 15 km dokulałem się do Ostrorogu, gdzie uchwyciłem wciśnięty między miejską zabudowę przybytek niebieski.

Kościół w Ostrorogu.Kościół w Ostrorogu.

Podczas zawracania na ulicy w celu wykonania powyższej fotki okazało się, że jest całkiem ślisko. Prawie zaliczyłem glebę, gdy mi odjechało przednie koło. Zaskoczonym.

Kawałek dalej dojechałem do Wronek, gdzie na rynku urządziłem sobie mały popas.

Rynek we WronkachPomnik na rynku we Wronkach.

Po małym odpoczynku ruszyłem w drogę powrotną. Po drodze oczywiście musiałem uchwycić zakład karny. Wiadomo bowiem - być we Wronkach i nie widzieć więzienia to tak jak być w Poznaniu i nie widzieć napierdzielających się capów na ratuszu.

Więzienie we Wronkach.Więzienie we Wronkach.

Podczas wykonywania powyższego zdjęcia naszła mnie obawa, czy aby za moment nie podjedzie do mnie ktoś, kto chciałby mi zadać kilka pytań. Wszak robienie zdjęć zakładu karnego przez zamaskowanego Jegomościa w kominiarce mogłoby się wydać komuś podejrzane. Na szczęście mój spokój nie został przez nikogo zmącony i mogłem bezpiecznie ruszyć dalej. :)
Po drodze minąłem jeszcze dwa zakłady największych pracodawców w okolicy, czyli Amicę i Samsunga.

Dalsza droga była na tyle nudna, że nie miała nawet zakrętów. Ot, prosty asfalt do samych Szamotuł, który ginął gdzieś tam za horyzontem. Wyglądało to mniej więcej tak:

Droga prosta i pusta po sam horyzont.Droga prosta i pusta po sam horyzont.

Dalej już nie widziałem żadnych obiektów, które na tyle by mnie zainteresowały, aby je uwiecznić na błonie. Znaczy na karcie.
Dlatego Jegomość udał się prosto do domu.

Podsumowanie wycieczki:
Wypad ciekawy, choć pogoda mogłaby być lepsza. Głównie ze względu na mgłę, która przez dużą część trasy nie pozwoliła na podziwianie widoków, które były obok mnie. Mimo to było fajnie. :)