Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jegomosc z miasteczka Poznań Zadupie. Mam przejechane 2651.50 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.93 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Jegomosc.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wiosennie

Dystans całkowity:742.53 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:39:40
Średnia prędkość:18.72 km/h
Maksymalna prędkość:54.53 km/h
Suma podjazdów:1966 m
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:37.13 km i 1h 59m
Więcej statystyk
  • DST 128.69km
  • Czas 05:26
  • VAVG 23.69km/h
  • VMAX 54.43km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 190m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaszebe Runda

Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 02.06.2015 | Komentarze 0



Dwa tygodnie temu dostałem propozycję wzięcia udziału w imprezie rowerowej zwanej Kaszebe Runda organizowanej w Kościerzynie. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tej imprezie, ale nie zastanawiałem się zbyt długo nad wzięciem w niej udziału. Z kilku powodów:

1. Kościerzyna i jej okolice są pięknymi terenami pod turystykę rowerową. Poznałem te rejony kilka lat temu przy okazji rowerowych wakacji w Borach Tucholskich i miło było tam wrócić.
2. Nigdy nie byłem na takiej imprezie.
3. Nie są to stricte zawody kolarskie, a bardziej mierzenie się ze swoimi siłami połączone z odkrywaniem uroków regionu. Czyli coś w sam raz dla takich amatorów jak Jegomość.

Zdecydowałem się na średni dystans. Krótki był dla mnie za krótki, długi był za długi, a 125 km było w sam raz. Co prawda w momencie podejmowania decyzji miałem w tym roku na koncie tylko jedną setkę i to w styczniu, ale co to za problem? Stwierdziłem, że przed wyjazdem zrobię sobie testowo jedną setkę i będzie git. stąd mój wyjazd do Wapna.

Imprezę postanowiłem połączyć z fajnym, przedłużonym weekendem. Dlatego w Kościerzynie zameldowałem się już dzień wcześniej  jeszcze przed południem.

Na nocleg wybrałem Willę Strzelnicę. Pięknie położony hotel leśny przyjazny rowerzystom z bardzo miłą obsługą. Niestety - jak się okazało - tego dnia organizowane było weselisko, co oczywiście wiązało się z wątpliwej jakości hitami muzycznymi. Ale co tam - niech się młodzi bawią. Wyskoczyłem do apteki po zatyczki do uszu i disco polo już mi nie było straszne. :)

Willa StrzelnicaWilla Strzelnica


Pierwszy dzień poświęciłem na przypomnienie sobie okolic rynku, a także na obejście muzeów: Ziemi kościerskiej, Kolejnictwa i Akordeonu.

RemusRemus na kościerskim rynku - niemy świadek wydarzeń, które nastąpiły kolejnego dnia

Scena na rynkuKościerski rynek ze sceną. Aż trudno uwierzyć, że dobę później stał tu człowiek na człowieku i rower na rowerze

Kościerzyna jest malowniczym, urokliwym miastem z całym mnóstwem DDR, pięknie odnowionym rynkiem i jego okolicami. Ale nie tylko - nietuzinkowe są tu nawet hydranty.

HydrantBo kto powiedział, że hydrant musi być kawałem nudnego żelastwa o fallicznym kształcie? :)


Z pewną dozą niepokoju zerkałem na prognozę pogody, ponieważ wiatry wiejące w sobotę nie napawały mnie optymizmem. Na niedzielę zapowiadane były co prawda nieco mniejsze podmuchy (z naciskiem na nieco) , ale ostatnie kilkanaście km trasy miało być z centralnym wmordewindem.

Na start umówiłem się z dwoma kolegami. Planowaliśmy ruszyć w okolicach 7:30. Zaliczyliśmy oczywiście planowe spóźnienie, jednak wyruszyliśmy.

W grupie jednak raźniej. Przez pierwsze kilometry bez problemów utrzymywaliśmy prędkość przelotową ok. 30 km/h. Później - gdy grupa nieco się rozjechała, prędkość spadła do 25-27 km/h.

Niewątpliwym urokiem tych "zawodów" był fakt porozmieszczania na trasie Bufetów z regionalnymi przysmakami. Jako, że Jegomość nie stroni od dobrej kuchni, a za smakołykami wręcz przepada, obowiązkowo musiałem się przy każdym z tych bufetów zatrzymać i pokosztować, a zarazem uzupełnić spalone kalorie i napełnić bidony.

Pierwszy bufet przygotował Borsk. Przy wjeździe usadowił się starszy pan w tradycyjnym stroju kaszubskim i przygrywał na akordeonie. W czasie gdy zajadaliśmy się pysznym chlebkiem ze smalcem przegryzając go świeżutkim ogórkiem małosolnym i dopychając wspaniałym naleśniczkiem z dżemem truskawkowym raz po raz słychać było szum. Szum pojawiał się znikąd, gwałtownie narastał, po czym równie gwałtownie malał pozwalając się delektować efektem dopplera. Tak - to byli tylko szosowcy. Wyrabiali czas i ścigali się z... no właśnie - z kim? Przecież "maraton" miał charakter czysto rekreacyjny i nie był w żaden sposób punktowany ani nagradzany. Cóż - przerost ambicji nad formą. Ja tam wolałem zajadać się swojskimi skwarkami w miłym towarzystwie. :) Raz po raz było tylko słychać, jak jakaś zaangażowana grupa takich szosowców ofukiwała swojego kolegę, który ośmielił się napomknąć, że on też by chciał do smalcu. :D

Po opuszczeniu borskiego Bufetu palnąłem się w głowę. Dlaczego nie wykonałem w nim żadnego zdjęcia? Toż to hańba! I wstyd... W kolejnych Bufetach nie popełnię tego samego błędu.
Następny postój był w Leśnie, w gminie Brusy. Tutaj przyszła pora na herbatę, której w Borsku chwilowo zabrakło. Oprócz tego oczywiście chleb ze smalcem, a także faworki, paszteciki i już nie pamiętam co.

Bufet LeśnoBufet w Leśnie

Tutaj czas urozmaicała cała kaszubska kapela w regionalnych - a jakże - strojach.
Oprócz tego Leśno zorganizowało konkurs, w którym można było wygrać "Brusika" - lokalną maskotkę w kształcie grzybka:

BrusikBrusik

Maskotka to wygrania była oczywiście miniaturowa. Na szczęście. Bo co ja bym zrobił z pełnowymiarowym Brusikiem?

Po uzupełnieniu spalonych kalorii udaliśmy się w dalszą podróż. Za Leśnem trasy 125 i 225 rozjechały się w swoje strony. My udaliśmy się wprost do Somin, a długodystansowcy na dużą pętlę, gdzie mieli swoje własne Bufety.

SominySominy

W Sominach do chlebka ze smalcem dołączyła pyszna pomidorówka z ryżem, a także - zapewne lokalne - banany.
Kolejnym przystankiem było Półczno. Tutaj już trafiliśmy na prawdziwy zgiełk i gwar spowodowany tym, że połączonych chwilę wcześniej tras 125 i 225 doszła najbardziej oblegana trasa 65.

Bufet w PółcznieBufet w Półcznie

Tutaj już nie było kaszubskich przygrywek, lecz gościna nie mniejsza, niż poprzednio. Dla odmiany można było też wciągnąć kilka pączków i jakiegoś loda.

RowerzystaDżentelmen ten niechybnie zapuścił się na 225. :)


Odtąd już do samego końca uczestnicy wszystkich trzech dystansów jechali wspólną drogą.
Jakieś 15 km dalej dojechaliśmy do przedostatniego - jak wynikało z planu - Bufetu. W Sulęczynie. Tutaj czekały dwa namioty. Jeden tradycyjnie - z kaloriami, a drugi z masażem.

Bufet w SulęczynieBufet w Sulęczynie

Chętnych na masaż nie brakowało, ale kalorie cieszyły się dużo większym powodzeniem. Skosztowawszy kilka racuchów udałem się w dalszą drogę ku ostatniemu już bufetowi, który wg mapy powinien być w Stężycy. Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie, gdy przejechawszy wspomnianą miejscowość... bufetu nie znalazłem. :(

Nie pozostało mi zatem nic innego jak popędzić na metę, gdzie czekał komitet powitalny i owacje na stojąco (bo ławek nie było).

A na mecie zgiełk, gwar, tłum, medale, dyplomy. Rynek zupełnie nie przypominał tego samego rynku co dzień wcześniej, czy choćby tego samego dnia rano.

Meta - w oczekiwaniu na medaleMeta honorowa - kolejka po medale

Urodziwe panie wręczające medaleUrodziwe panie wręczające medale

Tłumy rowerów i tłumy ludziTłumy rowerów i tłumy ludzi

A oto moje łupy:

DyplomMój pierwszy tytuł naukowy. ;)

MedalOraz pierwszy medal ;)

Podsumowując: Impreza genialna. Wspaniała promocja zarówno rowerowej aktywności jak i przepięknych terenów idealnie nadających się pod turystykę rowerową. Jednocześnie wszystko bez napinki i z pełnym luzem. No, może nie licząc tych od szumu i efektu Dopplera... Na chwilę obecną planuję troszkę podszlifować formę i w przyszłym roku wystartować na najdłuższym dystansie.

Na koniec muszę też podzielić swoimi skromnymi spostrzeżeniami z trasy. Im jedziesz dłuższy dystans, tym szybciej jedziesz. Na końcowych kilometrach osoby, które wybrały najkrótszy dystans wyprzedzałem z różnicą prędkości kilkunastu km/h (nie licząc podjazdów ;) ) pomimo tego, że miałem w nogach o 60 km więcej.
Natomiast osoby, które wybrały dystans 225 km (de facto w tym roku 190 km) z taką samą różnicą wyprzedzały mnie pomimo tego, że miały w nogach o 70 km więcej ode mnie. Choć z drugiej strony - oni jechali w miażdżącej większości szosówkami, a ja zwykłym trekingiem.
Z trzeciej strony - Jegomość na zwykłym trekingu o dziwo na trasie niejednego szosowca wyprzedził. Dziwne... Ciekawe, jak by mi poszło, gdybym sam też wsiadł na jedną z tych szumiących maszyn.


Do ùzdrzonka.




  • DST 17.00km
  • Czas 00:50
  • VAVG 20.40km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Planetka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na trening.

Poniedziałek, 18 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

+ dookoła Rusałki w drodze na trening.
Niestety - z powrotem 7 km z buta. :(
Tak to jest - jeden raz zapomnę zabrać pompki i akurat wtedy złapię gumę. :(
Kategoria Wiosennie, Miasto, 0-49,99


  • DST 41.34km
  • Czas 01:48
  • VAVG 22.97km/h
  • VMAX 54.53km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 242m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Małe wahadełko

Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

Nie mogłem tego dnia się za bardzo oddalać od domu aby w każdej chwili móc wrócić, a miałem ochotę choć trochę posmigać. Stąd małe wahadełko. Po 40 km stwierdziłem, że nudne to jak cholera, więc wróciłem do domu.


  • DST 86.30km
  • Czas 04:45
  • VAVG 18.17km/h
  • VMAX 45.09km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 478m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

W.P.N.

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

Tym razem czas na południowe okolice Poznania.

Padło na Wielkopolski Park Narodowy. W pierwszej kolejności trzeba się przebić przez miasto. Trasa standardowa na Maltę. Jako, że ruszył wreszcie sezon Maltanki, nie przejechałem obojętnie obok ciuchci i koniecznie musiałem ją uwiecznić. :)

MaltankaMaltanka - kolejka nie tylko dla dzieci

Samo jezioro jest dwa kroki dalej, o czym przypomina wilgotne powietrze nasączone wodą z pływającej fontanny.

MaltaPływająca fontanna na Malcie

Kolejnym ciekawym miejscem na trasie jest Dębina. Ot, taki sobie Staw Borusa.

Dębina - Staw BorusaDębina - Staw Borusa

Ciekawostką jest to, że nad brzegami dębińskich stawów można zastać całe mnóstwo obozujących wędkarzy. W żadnym innym miejscu w Poznaniu nie widziałem tylu namiotów nad zbiornikiem wodnym co tam.

Po dojechaniu do Lubonia okazało się, że jestem tam jeden dzień za wcześnie.

Luboń - 3 majaFalstart?

No ale co miałem robić? Przemknąłem po cichu niezauważony i popędziłem dalej, aby w pięknych okolicznościach przyrody usiąść i spałaszować śniadanko.

ŚniadankoNad rzeczką, nieopodal krzaczka...

Stanowczo stwierdzam, że choć w pecha nie wierzę, to tutaj jest jakiś wyjątek: mam jakiegoś pecha do haków... za Luboniem wjechałem w piach, w którym schował się kawał badyla. Oczywiście jak na komendę wkręcił mi się między szprychy i przerzutkę. :( Na szczęście zdążyłem szybko zablokować tylne koło i hak tym razem się nie złamał, ale naciągnął i pękł w jednym miejscu. Ponadto naderwał się pancerz od linki. No normalnie dupa blada. Jakoś połatałem, poprostowałem i poregulowałem co się dało i ruszyłem dalej. Niestety - ze względu na uszkodzony pancerz - bez 9. biegu. :( Peszek.

Na szczęście początek WPN znajdował się już niedaleko. Wjazd do niego zdecydowanie poprawił mi humor. :)
Ot, choćby dlatego, że można w nim zastać takie atrakcje jak Głaz Leśników:

Głaz LeśnikówGłaz Leśników

W razie natomiast jakby ktoś planował się zgubić w dzikich ostępach puszczy, to skutecznie mu to uniemożliwią plany znajdujące się przy drodze.

Plan WPNPlan WPN

Głaz Leśników nie jest jedynym kamyczkiem, który można zastać w tych rejonach. Znajduje się tu też m. in. Głaz Jaśkowiaka.

Głaz JaśkowiakaGłaz Jaśkowiaka

Zdaje się, że po drodze mijałem inne "gemmologiczne" pamiątki, ale nie chciało już mi się zatrzymywać przy każdej z nich. Zamiast tego udałem się wokół jez. Góreckiego, na którym znajduje się wyspa. Wyspa jest rezerwatem ścisłym. A w rezerwacie ścisłym stoi domek.
A w zasadzie to zameczek. Zameczek, który Klaudyna Potocka dostała w prezencie ślubnym. A zresztą - co będę tłumaczył:

Tablica - zamek na jez. GóreckimWyspa zamkowa

Czego to się nie zrobi, żeby mieć spokój od baby... nawet jeśli to własna siostra. W sumie to pomysł przedni - najlepiej wysłać ją na bezludną wyspę. :) Przyznam, że Bernard miał zacnego szwagra.
No i jeszcze obowiązkowo rzut oka na samą wyspę z zameczkiem:

Zamek na wyspieZamek na wyspie

Gdzieś tam dalej zrobiłem sobie przerwę nad innym jeziorkiem. W moim pobliżu znalazłem trapez. Nie - nie figurę płaską, ale drążek do ewolucji cyrkowych. Niestety nie był okupowany. Może dla niektórych woda jeszcze za zimna...

TrapezTrapez

Dalej już nie widziałem niczego ciekawego na tyle, żeby to sfotografować. Tzn. może i by się coś znalazło, ale mi się nie chciało. Więc po prostu wsiadłem na rower i wróciłem do domu urozmaicając sobie nieco drogę powrotną małymi modyfikacjami trasy.




  • DST 50.41km
  • Czas 02:21
  • VAVG 21.45km/h
  • VMAX 35.59km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 274m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Testowanie Byczka

Sobota, 18 kwietnia 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

Wreszcie dojechały zamówione haki.
No, może nie do końca.
W sumie to żaden nie okazał się tym, który zamawiałem.
Jeden był krótszy o 4mm od zamówionego, a drugi miał ponadto nagwintowane otwory, w których powinny być tylko wpusty. Ehhhh...
Na szczęście ten krótszy mimo wszystko przypasował Byczkowi. Jedyna wada jest taka, że gdybym chciał wymienić kasetę na taką z kółkiem większym, niż 34 zęby, to mógłbym się nie pomieścić z przerzutką. Ale tego typu zmian nie zamierzam wprowadzać, więc powiedzmy, że jest ok. Co do drugiego haka natomiast, to sprzedawca zobowiązał się wymienić go na właściwy na swój koszt.

Niestety - cała przyjemność kosztowała mnie 140 zł za 2 szt. haków. Dużo jak na taką pierdołę. Ale trzeba dodać, że cholernie ciężko dostępną pierdołę. Warto więc było wydać tę kasiorkę.

Całe szczęście, że nie mam problemów z alkoholem, bo pewnie poleciałoby tego dnia z osiem piwek. ;)
A wiadomo, do czego prowadzi nadużywanie alkoholu. Problemy w rodzinie, okłamywanie, oszukiwanie, zapędzanie się coraz bardziej w fałsz i obłudę... I jak później takim ludziom pomagać? Moim zdaniem w pewnym momencie już nie warto. Lepiej skupić się na tym, żeby pomóc małżonkom tych zdegenerowanych ludzi w ułożeniu sobie na nowo życia wolnego od mętów. Bo wiadomo - taki męt sam z siebie nie będzie miał tyle jajec i odwagi, żeby samemu uczciwie odejść od zdruzgotanego małżonka, czym by mu umożliwił układanie sobie na nowo życia. Często woli go wykorzystywać po prostu jako pomoc domową... I tu właśnie jest pole do działania... Bez sensu jest kopać leżącego, głupiego człeka. W to miejsce należy pomagać tym poszkodowanym wyrwać się z matni...

No ale wróć - wszak nie jestem MarKotem, czy innym Monarem. Byczek przywrócony do życia, jazda testowa. I na tym się skupiamy.

Udałem się na moje ulubione kółko: Biedrusko, poligon, Złotniki, Kiekrz, Strzeszyn Rusałka. Po drodze zrobiłem postój w celu wykonania jednej tylko fotki na poligonie. "Zamek", przy którym kręcono "Ogniem i mieczem". A może "Potop"? W każdym razie coś tam z Sienkiewicza.

Zamek na poligonie"Zamek" na poligonie

No, w sumie był jeszcze jedn postój, gdy mi przejazd zamknęli. Ale to była siła wyższa.

Reszta drogi bez przeszkód i bez przygód.




  • DST 52.24km
  • Czas 03:24
  • VAVG 15.36km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 368m
  • Sprzęt Planetka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zielonka i Dziewicza Góra

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0

Wycieczka w tempie iście emeryckim. Nawet jak na mnie. :)

Wyjazd w okolicach 12:00, azymut Puszcza Zielonka i jej wieża. Po drodze jezioro Swarzędzkie i takie tam.

Byczek wciąż unieruchomiony, więc po raz kolejny wziąłem na wyprawę swą starą druszkę - Planetkę.

Jazda przez miasto poszła dość sprawnie. Do Malty na szczęście przez większość drogi wiodą DDR z nie najgorszą nawierzchnią, więc jedzie się dość sprawnie.
Niestety - tego dnia odbywał się znów jakiś maraton, przez co Malta była sparaliżowana. Udało się jednak przebrnąć obok jeziora i wjechać w las, gdzie można było wreszcie zaznać spokoju i wzdłuż Cybiny udać się w kierunku jez. Swarzędzkiego mijając po drodze okoliczne stawy: Olszak, Browarny, Młyński i Antoninek.

Nazwa st. Browarnego wzięła się od Browaru Mycielskich, który funkcjonował do roku 1976. Obecnie zabytkowy budynek znajduje się w rękach dewelopera, który - miejmy nadzieję - nie doprowadzi do jego zrujnowania. W bezpośrednim sąsiedztwie browaru powstały tzw. apartamentowce.

Apartamentowce obok Browaru MycielskichApartamentowce obok Browaru Mycielskich.

Nad st. Młyńskim z kolei można zastać restaurację Młyńskie Koło. Restauracja - a w zasadzie gospoda - ma różne opinie. Jedni twierdzą że przyjemna, inni że nieprzyjemna, jeszcze inni twierdzą że jest to przybytek dla snobów. Ja tam nie oceniam. Jakakolwiek by ona nie była, nie można jej odmówić jednego: pięknego budynku i malowniczej scenerii.

Młyńskie KołoMłyńskie Koło

Kolejna przerwa na fotkę odbyła się już w Puszczy Zielonce. Konkretnie w Wierzenicy, przy dworku Augusta Cieszkowskiego - patrona Akademii Rolniczej, lub jak kto woli - Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.


Dworek augusta CieszkowskiegoDworek pozuje z Planetką.

Tablica CieszkowskiegoI jeszcze tablica znajdująca się nad Planetką z bliska

Jakiś tam kawałek dalej - również w Wierzenicy natknąć się można na drewniany kościół znajdujący się na szlaku kościołów drewnianych wokół Puszczy Zielonka.


Kościół w Wierzenicy



W okolicach tych można się natknąć na nisko latające szybowce. Wynika to stąd, że w pobliżu znajduje się ich gniazdo. Jeszcze. :(

Nisko latający szybowiecNisko latający szybowiec

Z Wierzenicy jeszcze mały wypad pewnym tajemniczym skrótem nad morze:
MielnoMoże morze?

I równie szybki powrót do Zielonki.
W tym roku mija okrągła rocznica 23 lat od wielkiego pożaru, który plądrował wielkopolskie lasy. W celu upamiętnienia tej wielkiej, jak na nasze warunki klęski, postawiono wygrawerowany głaz. Teraz każdy, kto będzie tamtędy przechodził lub przejeżdżał dowie się lub przypomni sobie, o tych dniach. Chyba, że ignorant. Albo niepiśmienny. Ale to wtedy jego strata. Niestety jakiś mały potworniak wtrynił mi się w kadr... :/ Nie przeganiałem, bo do dzikich zwierząt nie wolno się zbliżać.


Głaz na tle potworniaka.

Tuż za kamlotem postawił ktoś pomnik przyrody. Nie tryskał on może jakoś wybitnie życiem,
ale i tak uznałem, że warto go uwiecznić bo forma jego dość ciekawa.

Pomnik przyrody.Przyrody pomnik

Od wspomnianego miejsca niedaleko już było do punktu kulminacyjnego dzisiejszej wycieczki, czyli do Dziewiczej Góry ze sterczącą nań wieżą.

Dalej już było z górki. Dosłownie i w przenośni. szybki powrót do domu i delektowanie się resztą dnia. :)




  • DST 55.09km
  • Czas 02:38
  • VAVG 20.92km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 255m
  • Sprzęt Planetka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlakiem czterech jezior

Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 26.05.2015 | Komentarze 2

Jako, że nadeszła wreszcie piękna pogoda, postanowiłem wyruszyć na małą wycieczkę, którą roboczo nazwałem szlakiem czterech jezior. Czterech, bo kolejno mijałem:
Rusałkę
Strzeszyńskie
Kierskie
Lusowskie
W drodze powrotnej oczywiście w kolejności odwrotnej. :) Tyle, że przeciwnymi brzegami.

Byczek wciąż uziemiony ze złamanym hakiem, ale od czego jest Planetka. :)
Początkowo zastanawiałem się, jak mogłem na niej jeździć. Inna pozycja, sztywny widelec, ogólnie dziwnie. Ale po kilku km stwierdziłem, że w sumie nie jest źle. Nawet pomimo dziwnego terkotania blaszanych błotników. :)

Przez pierwsze km tak się zamyśliłem nad jazdą, że zupełnie przeoczyłem pierwsze jezioro i zapomniałem nad nim zrobić zdjęcie. Ale pomyślałem: Co tam - przecież będę dziś jeszcze obok niego jechał, więc wtedy zrobię fotkę.
I pojechałem dalej. Nad Strzeszyńskim skleroza na szczęście mnie opuściła i o fotkach nie zapomniałem.

Aerator na jez. StrzeszyńskimAerator na jez. Strzeszyńskim

Aerator w przybliżeniuAerator w przybliżeniu

Po krótkim postoju na pomoście pełnym rowerów i ich (jak się domyślam) wylegujących się właścicieli wsiadłem na mój bicykl i udałem się w dalszą drogę obierając azymut Kiekrz.Tutaj miałem w planie zjechać nad brzeg jeziora na terenie Jacht Klubu Wielkopolskiego mieszczącego się przy ul. o znaczącej nazwie: Wilków Morskich.
Niestety - brama, wartownik oraz napis: "Wstęp tylko dla członków klubu" zniechęciły mnie do tego niecnego uczynku. Pojechałem dalej zastanawiając się, w jaki sposób "nie członek" ma zostać "członkiem", skoro nie ma prawa wejść na teren klubu? To jest chyba coś na zasadzie "Drogie dziecko nie wolno Ci wchodzić do wody, dopóki się nie nauczysz pływać".
A szkoda, bo bywałem kilka razy na terenie tego klubu przy okazji imprez żeglarskich i bardzo mi się tam podobało...

Mimo wszystko pojechałem dalej i wykonałem najmniej okazałe fotki jez. Kierskiego, jakie można sobie wyobrazić.
jez. Kierskie od dupy stronyjez. Kierskie od dupy strony

Śmignąłem dalej, w kierunku jez. Lusowskiego, po drodze przejeżdżając przez Lusowo - całkiem ładną wieś o charakterze miejskim. Nie omieszkałem sfotografować przybytku niebieskiego


Kościół w Lusowie

Kawałek dalej, po zignorowaniu znaku B-1 widocznego w dolnym, lewym rogu powyższego zdjęcia, zjechałem nad docelowy zbiornik wodny udając się przez piaszczystą plażę wprost na pomost pontonowy.

jez. Lusowskie - widok z pomostuWidok z pomostu

jez. Lusowskie - widok na pomostWidok na pomost

Od plaży wzdłuż brzegu wiodła ścieżka dla rowerów. Oczywiście jak wiadomo - na ścieżce dla rowerów należy stawiać stalowe barierki. Jest to oczywiście bardzo logiczne. Zupełnie tak logiczne, jak gdyby ktoś na autostradzie - czyli drodze z założenia i definicji służącej do szybkiego pokonywania dużych odległości - ktoś stawiał szlabany. Moment...

Barierki na ścieżce rowerowejBarierki na ścieżce rowerowej

Pomimo udziwnionych utrudnień, po kilku machnięciach pedałami byłem na drugim brzegu, gdzie to na zwalonym pniu urządziłem sobie popas z widokiem na wspomniany wcześniej przybytek niebieski i pomost pontonowy.

Całkiem inne spojrzenieLusowskie z innej perspektywy

Stąd udałem się w drogę powrotną, objeżdżając wszystkie napotkane dotychczas jeziora z drugiej ich strony.
Niestety - mijając Rusałkę znów śmignąłem obok niej zupełnie zapominając o wykonaniu fotki. Chyba za często ostatnio nad nią bywam, skoro przejeżdżam obok nawet już nie rejestruję tego faktu. :)





  • DST 29.31km
  • Czas 01:26
  • VAVG 20.45km/h
  • VMAX 42.29km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Podjazdy 159m
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jaka piękna katastrofa...

Piątek, 3 kwietnia 2015 · dodano: 05.04.2015 | Komentarze 0

... rzekłby Grek Zorba widząc zakończenie mojej dzisiejszej wycieczki.

Ale wszystko po kolei.

Z rana spontanicznie pojechałem oddać krew. Zawirowania z początku roku i grypa w lutym zaowocowały niestety tym, że miałem prawie czteromiesięczną przerwę po ostatniej donacji, a do tej pory zawsze starałem się oddawać regularnie co dwa miesiące. :(

Po południu natomiast lżejszy o pół kilo skorzystałem z tego, że wreszcie przyszła wiosna i wyszło słońce. Wybrałem się więc na popołudniową wycieczkę po wiejskich, bocznych dróżkach.

Trasa bliżej nieokreślona, bardziej na zasadzie poszwendania się i nacieszenia się przyjemną pogodą, niż wyrobienia jakiegoś tam planu. Trochę wiało, ale w porównaniu z Niklasem szalejącym trzy dni wcześniej był to zaledwie przyjemny zefirek.
Jazda głównie po asfalcie. Ostatnie kilometry kręciłem po leśnych drogach i (prawie) bezdrożach.

Na sobotę lub niedzielę miałem zaplanowany dłuższy wyjazd, więc ten traktowałem jako rozgrzewkę i rozruszanie się po kilkudniowej przerwie.

We wsi Boguniewo natknąłem się na miejsce straceń.

Miejsce straceń.Miejsce straceń w Boguniewie.

Miejsce to było nieco oddalone od drogi i trochę schowane. Gdyby nie drogowskaz, to przejechałbym nie wiedząc nawet co minąłem. Natknąłem się tam na pana z grabiami. Dbał o to, żeby pomnik nie zarósł krzakami i zielskiem. Chwali mu się to. Może ktoś z zamordowanych był jego przodkiem...?

Na wsi jak to na wsi - można spotkać różne ciekawe stworzenia. Np. Pana Kura.

Pan Kur.Pan Kur

Albo inne bestie, które akurat wyszły na żer i bezlitośnie anihilują trawę.

Koniki.Bestie.

Niedaleko Boguniewa jest inna miejscowość o wdzięcznej nazwie Słomowo, w której można natknąć się na kompleks ciekawych budowli z1905 r.
Pierwszą z nich jest kościół.

Kościół w Słomowie.Kościół w Słomowie.
Zaintrygował mnie kamyk widoczny powyżej. Niezwłocznie pośpieszyłem więc wykonać mu zdjęcie z nieco mniejszej odległości.

Kamyk przed kościołem w Słomowie.Kamyk przed kościołem.

W pierwszej chwili można by pomyśleć, że rok temu JP nr 2 przyjechał sobie do Słomowa w odwiedziny przywożąc mieszkańcom pamiątkę ze swojej wizyty w postaci rzeczonego kamyka...

Kawałek i jeden podjazd dalej pośród drzew chowa się pałacyk.


Pałac w Słomowie.Pałac

Na szczęście nie jest on kompletną ruiną w przeciwieństwie do wielu pałaców stojących w polskich wsiach. Tabliczka z nazwą firmy ochroniarskiej na bramie sugeruje, że nie jest on bezpański. Może więc doczeka się jeszcze remontu i przywrócenia do życia...

PompaPompa

Wiosnę czuć już w powietrzu, w zapachu ziemi i widać w rozwijających się pąkach oraz po coraz liczniejszej zwierzynie hasającej po okolicach. Podczas jazdy kilka razy natknąłem się na majestatycznie lecące żurawie. Innym razem spacerowały sobie po polu wyszukując jakiegoś smakowego kęsa.

ŻurawPtaszek

Ponadto na pola wyruszają warkoczące machiny przygotowujące ziemię pod uprawę. Ich nieodłącznymi towarzyszami są kłębiące się za nimi ptaki żerujące na pędrakach i innych świeżo wykopanych larwach.

Wiejski fasf toodWiejski fast food.

W końcu nadszedł czas na zjechanie na drogi gruntowe i pokrążenie nieco po lasach i polach. Bujając się wygodnicko po asfalcie i będąc wpatrzonym w licznik i wyświetlane na nim cyferki, czasami można przeoczyć i pominąć tę najlepszą część wycieczek rowerowych, jaką jest możliwość bezpośredniego sąsiedztwa z przyrodą.

Wierzby 1
Wierzby. Charakterystyczny element polskiego krajobrazu.


Po kilku kilometrach dojechałem na most na rzece Kwai Małej Wełnie.
A z mostu dwa diametralnie różne widoki w zależności od kierunku, w którym patrzymy:

W dół rzeki:Mała Wełna
I w górę rzeki:
Mała Wełna

Oraz widok samego mostu:

O jeden most za daleko

Niestety - po przebyciu ostatniego mostu i ujechaniu około kilometra doszło do tytułowej katastrofy. Droga przekształciła się w zarośniętą - ledwo widoczną ścieżkę. Po chwili jakiś badyl wkręcił mi się w szprychy i pociągnął za sobą przerzutkę, co doprowadziło do urwania haka. :(

Jaka piękna katastrofaJaka piękna katastrofaJaka piękna katastrofa... :(

Oczywiście zapasowego haka nie miałem, więc w tym momencie siłą rzeczy moja wycieczka dobiegła końca. :(
Na szczęście z załatwieniem awaryjnego transportu nie było problemu.

W sobotę obskoczyłem kilka sklepów rowerowych w nadziei, że uda mi się znaleźć hak i uratować plany niedzielnego kółka, ale niestety zgodnie z przypuszczeniami nie udało mi się dostać odpowiedniego typu. Tym samym plany poszły do piachu. :(
Od wtorku będę kontynuował poszukiwania, ale tym razem nie popełnię tego błędu i kupię też zapasową sztukę. Wszak wentyle czy dętki wozi się na wszelki wypadek, a te o wiele łatwiej dostać w sklepie...

Mam nadzieję, że sama przerzutka nie ucierpiała. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na pogiętą, ale okaże się po zamontowaniu.

Jegomość życzy wszystkim wesołych, rodzinnych świąt i smacznego jajeczka.

Pamiętajcie o swoich rodzinach. O tym, że je macie, po co i dlaczego je macie. W dzisiejszych czasach coraz więcej jest pasożytów, którzy o tym nie pamiętają i nie interesuje ich nic poza ich własnym jestestwem...
Świat byłby dużo lepszy, gdyby tego typu kreatury się nie rodziły...



  • DST 20.09km
  • Czas 01:08
  • VAVG 17.73km/h
  • VMAX 40.75km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca i kółko po lesie.

Środa, 25 marca 2015 · dodano: 26.03.2015 | Komentarze 0

Po pracy kółko po lasku obok.


  • DST 14.46km
  • Czas 00:49
  • VAVG 17.71km/h
  • VMAX 33.09km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt Byczek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Wtorek, 24 marca 2015 · dodano: 26.03.2015 | Komentarze 0

Plus kółko po okolicznym lasku.