Info

Więcej o mnie.

Znajomi
Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 3
- 2015, Lipiec17 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj8 - 0
- 2015, Kwiecień11 - 2
- 2015, Marzec9 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń11 - 11
Wpisy archiwalne w kategorii
50-99,99
Dystans całkowity: | 770.76 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 41:10 |
Średnia prędkość: | 18.72 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Suma podjazdów: | 2585 m |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 70.07 km i 3h 44m |
Więcej statystyk |
- DST 81.13km
- Czas 03:45
- VAVG 21.63km/h
- VMAX 46.63km/h
- Temperatura 34.0°C
- Podjazdy 514m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Na grilla do Pobiedzisk
Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 07.07.2015 | Komentarze 0
W tygodniu otrzymałem zaproszenie na sobotniego grilla do znajomej z poprzedniej pracy.
Z zaproszenia oczywiście nie omieszkałem skorzystać. Wszak rzadko się ostatnio widujemy, a pogoda również zapowiadała się znakomita.
Ponadto nie miałem jeszcze okazji jeździć w tamtych okolicach Poznania, a jak się okazuje - nawet na takich równinach za sprawą lodowców można doświadczyć trochę pagórków i podjazdów.
Tym razem nie wziąłem ze sobą aparatu, więc jedyne zdjęcie z komórczaka, a co za tym idzie - ze spłaszczoną perspektywą. :(

Powyższa fotka przedstawia widok z miejscowości Góra. Niestety telefonem nie udało się uchwycić różnicy poziomów pomiędzy mną a jeziorkiem, a wynosiła ona jakieś kilkadziesiąt metrów.
Dalsza jazda była średnio przyjemna. O ile sam fakt, że pod górkę nie jest problemem, o tyle piach nie wyglądający na luźny dopóki się w niego nie wjedzie potrafi być zaskoczeniem. Szczególnie przy większej prędkości. Gleby na szczęście nie było i na miejsce grillowania dojechałem w jednym kawałku. :)
Muszę powiedzieć, że okolice Pobiedzisk i Park Krajobrazowy Promno są pięknymi terenami na rower i będę musiał się tam jeszcze wybrać celem zeksplorowania dokładniej tych okolic. :)
Kategoria 50-99,99, Brrr, jak gorąco, Łańcuch_B2, Wiejskie tereny, Zero wiateru
- DST 91.66km
- Czas 04:08
- VAVG 22.18km/h
- VMAX 43.94km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielny obiadek.
Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 0
Wypad do rodziców na śniadanie i obiadek.
Wyruszyłem o 6:40. Jechało się ekstra. Wiadomo - o tej porze w niedzielę ruch samochodów praktycznie zerowy.
Powrót niestety był gorszy. Wiatr się nasilał całe popołudnie. Wg prognoz powinienem go mieć z tyłu i lekko w plecy, a tymczasem tak kręciło, że przez większość czasu miałem owszem - boczny, ale w oczy.
Ponadto wracając postanowiłem dokręcić kilka km i pojechałem dookoła przez poligon, co poskutkowało dmuchaniem prosto w dziób.
Niemniej fajno. :)
Kategoria 50-99,99, Łańcuch_B2, Miasto, Wiatry Niespokojne, Wiejskie tereny
- DST 59.00km
- Czas 02:40
- VAVG 22.12km/h
- VMAX 43.37km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 356m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Małe Kierskie i wiatraczek
Niedziela, 14 czerwca 2015 · dodano: 22.06.2015 | Komentarze 0
Tego dnia wiedziałem, że chcę się przejechać. Nie miałem jednak pomysłu dokąd. Odpaliłem więc Google Maps i zerknąłem na okolice Poznania, gdzie mnie jeszcze nie było. Uznałem, że udając się Szlakiem Czterech Jezior pominąłem zupełnie leżące nieopodal mojej trasy piąte jezioro, czyli Kierskie Małe. Postanowiłem wnet ten brak nadrobić.Trasa ta pokrywała się w większym lub mniejszym stopniu z poprzednią praktycznie do Rogierówka. Dopiero tam odbiłem w boczną drogę, gdzie po chwili natknąłem się na drewnianego Józefa.

Józef ten wskazywał na wiatrak, który choć stał nieopodal drogi był tak dokładnie zasłonięty przez domy, krzaki i drzewa, że praktycznie stał się niewidzialny. Gdyby nie Józef dobrodziej, przejechałbym obok.

Z Rogierówka myk - szybkie kółko dookoła Małego Kierskiego. Jeziorko to jest tak małe i tak schowane, że nawet go nie widziałem. Objechałem je więc po prostu i udałem się nad Kierskie. Tym razem jednak przejechałem wzdłuż wschodniego brzegu drogą o nazwie Nad Jeziorem, która biegnie... nad jeziorem. Dzięki temu mogłem zrobić lepsze fotki, niż poprzednim razem.

Jak widać - na wodzie zatrzęsienie żagli. Sezon w pełni. Pływają zarówno małe łupinki jak Optymisty czy Kadety, poprzez 470, a skończywszy na klasycznych Omegach. Mignął mi gdzieś nawet jakiś mały katamaran.
Oczywiśnie nie mogło również zabraknąć deski.

Z kierskiego udałem się na Smochowice, skąd uderzyłem na ul. Biskupińską. Dawno nie byłem w tych rejonach i muszę powiedzieć, że ta niegdyś zasłana kraterami droga została pięknie wyremontowana. Doczekała się nawet osobno wydzielonego chodnika i DDR z prawdziwego zdarzenia z asfaltową nawierzchnią.

No po prostu żyć, jeździć i nie umierać. Wielką niewiadomą jest dla mnie jednak to, że mimo takiej nawierzchni znalazły się jednostki, które na własne życzenie olały ten piękny asfalt i jechały chodnikiem po kostce... nawet nie wiem, jak to skomentować. To chyba z niedowierzania, że można zrobić DDR z czegoś innego, niż kostka. :)
Z ulicy widać górujący nad okolicą Budomel, z którego kilka lat temu Jegomość miał okazję zjeżdżać na linie pod bacznym okiem instruktora jednostek specjalnych. :) Niestety - po śmiertelnym wypadku, który się wydarzył kilka lat temu budynek jest zagrodzony, a wstęp doń jest zabroniony...

Mimo wszystko warto zobaczyć Budomel na własne oczy, bo nie wiadomo jak długo jeszcze postoi.
Kategoria 50-99,99, Brrr, jak gorąco, Miasto, Wiatry Niespokojne, Wiejskie tereny, Zwiedzanie, Łańcuch_B2
- DST 70.68km
- Czas 03:23
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 42.90km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 340m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kórnik
Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Dziś ciąg dalszy zwiedzania południowych okolic Poznania. Czas na wypad do Kórnika po kilku latach niebytu tam.Zmotywował mnie łikent z magnoliami. Do tej pory tylko raz miałem okazję je widzieć w całej okazałości w tamtejszym arboretum i było to lata całe temu.
Początkowy odcinek biegł tą samą trasą, co poprzedniego dnia. Dopiero od ronda Starołęki szlak pobiegł inną trasą. Udałem się bowiem w kierunku Krzesin.
Po dojechaniu tamże, urządziłem sobie przerwę na popas. Śniadanko znaczy.

Śniadanko obok lotniska
Zaniepokojony błogą ciszą wysłałem do kolegi mego - żołnierza tam stacjonującego - SMSa z pytaniem, czy coś się stało, że nie tylko nie słychać "jaszczompóf", ale że również nie widać żywego ducha. Okazało się, że tego dnia piloci mieli wolne. A co - im też się należy grill z rodziną.
Po przecięciu Głuszyny - ulicy na terenie pow. poznańskiego, na której statystycznie dochodzi chyba do największej liczby zdarzeń drogowych (potwierdzam - mnóstwo debili drogowych tam jeździ) natknąłem się na kolejny kamień. Tym razem poświęcony pamięci lotników tragicznie poległych.

Kamień lotników
Dalej były łąki, lasy, knieje, drogi. Aż dojechałem do Kórnika. A w Kórniku wiadomo - korek. Piękna pogoda, długi łikent, kwitnące magnolie i przepis na zapchane ulice gotowy. Na szczęście rowerów korki w większości nie dotyczą, więc jechałem dalej bacząc, żeby mi ktoś nie zajechał drogi albo nie postanowił nagle otworzyć drzwi. Zajechał. Nawet się nie zorientował. Podobnie jak nie zorientował się w tym, że miejsce, w którym parkuje jest przejściem dla pieszych... ehh - bydło drogowe. Na szczęście refleks i hamulce wciąż mam dobre, a i zaufanie ograniczone do niedzielnych kierowców. Tak więc zd(a/e)rzenia nie było.
Jeszcze tylko odstać swoje w kolejce i można zacząć się delektować piękną, budzącą się do życia przyrodą i widokiem Zamku.


Niestety - obraz zamku psuje rysa. I to dosłownie. Słowem - zamek się zaczyna sypać. :(

Aby czym prędzej zapomnieć o tym tragicznym widoku udałem się na poszukiwania magnolii. Po drodze minąłem zagajnik cisowy. Bardzo ciekawa ścieżka edukacyjna na temat tych drzew i ich roli w medycynie, kulturze, życiu codziennym. Szczerze polecam.

W końcu przyszła pora na sedno - magnolie. Zdjęcia nie oddają oczywiście ogromu liczby kwiatów oblegających drzewa, ale są chociaż namiastką tego, co tam można zobaczyć.


A tak kwiatek prezentuje się z bliska:

I jeszcze jedna magnolia
W drugiej części arboretum - zamkniętej na codzień dla zwiedzających - znajduje się Instytut Dendrologii PAN.

Instytut Dendrologii
Niestety - nie udało mi się spotkać naszego czołowego kreacjonisty. :(
Przyszła pora na opuszczenie tego zacnego miejsca. Tego dnia nie przeszkadzały mi nawet tłumy człowieków, od których normalnie bym stronił.
Udałem się w drogę powrotną, obierając inną trasę - tym razem bardziej na wschod. Jak widać - warto było choćby dla takich widoków:

Kilka km dalej minąłem stację kolejową Kórnik.

Jak sama nazwa mówi - stacja Kórnik znajduje się w miejscowości... Szczodrzykowo. :) Można się pomylić... oj można... ;)
Dalsza podróż była po prostu jazdą. Raz po polach, raz po asfalcie, aż do domu. Po drodze na Malcie.
Kategoria 50-99,99, Łańcuch_B2
- DST 86.30km
- Czas 04:45
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 45.09km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 478m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
W.P.N.
Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Tym razem czas na południowe okolice Poznania.Padło na Wielkopolski Park Narodowy. W pierwszej kolejności trzeba się przebić przez miasto. Trasa standardowa na Maltę. Jako, że ruszył wreszcie sezon Maltanki, nie przejechałem obojętnie obok ciuchci i koniecznie musiałem ją uwiecznić. :)

Samo jezioro jest dwa kroki dalej, o czym przypomina wilgotne powietrze nasączone wodą z pływającej fontanny.

Kolejnym ciekawym miejscem na trasie jest Dębina. Ot, taki sobie Staw Borusa.

Ciekawostką jest to, że nad brzegami dębińskich stawów można zastać całe mnóstwo obozujących wędkarzy. W żadnym innym miejscu w Poznaniu nie widziałem tylu namiotów nad zbiornikiem wodnym co tam.
Po dojechaniu do Lubonia okazało się, że jestem tam jeden dzień za wcześnie.

No ale co miałem robić? Przemknąłem po cichu niezauważony i popędziłem dalej, aby w pięknych okolicznościach przyrody usiąść i spałaszować śniadanko.

Stanowczo stwierdzam, że choć w pecha nie wierzę, to tutaj jest jakiś wyjątek: mam jakiegoś pecha do haków... za Luboniem wjechałem w piach, w którym schował się kawał badyla. Oczywiście jak na komendę wkręcił mi się między szprychy i przerzutkę. :( Na szczęście zdążyłem szybko zablokować tylne koło i hak tym razem się nie złamał, ale naciągnął i pękł w jednym miejscu. Ponadto naderwał się pancerz od linki. No normalnie dupa blada. Jakoś połatałem, poprostowałem i poregulowałem co się dało i ruszyłem dalej. Niestety - ze względu na uszkodzony pancerz - bez 9. biegu. :( Peszek.
Na szczęście początek WPN znajdował się już niedaleko. Wjazd do niego zdecydowanie poprawił mi humor. :)
Ot, choćby dlatego, że można w nim zastać takie atrakcje jak Głaz Leśników:

W razie natomiast jakby ktoś planował się zgubić w dzikich ostępach puszczy, to skutecznie mu to uniemożliwią plany znajdujące się przy drodze.

Głaz Leśników nie jest jedynym kamyczkiem, który można zastać w tych rejonach. Znajduje się tu też m. in. Głaz Jaśkowiaka.

Zdaje się, że po drodze mijałem inne "gemmologiczne" pamiątki, ale nie chciało już mi się zatrzymywać przy każdej z nich. Zamiast tego udałem się wokół jez. Góreckiego, na którym znajduje się wyspa. Wyspa jest rezerwatem ścisłym. A w rezerwacie ścisłym stoi domek.
A w zasadzie to zameczek. Zameczek, który Klaudyna Potocka dostała w prezencie ślubnym. A zresztą - co będę tłumaczył:

Czego to się nie zrobi, żeby mieć spokój od baby... nawet jeśli to własna siostra. W sumie to pomysł przedni - najlepiej wysłać ją na bezludną wyspę. :) Przyznam, że Bernard miał zacnego szwagra.
No i jeszcze obowiązkowo rzut oka na samą wyspę z zameczkiem:

Gdzieś tam dalej zrobiłem sobie przerwę nad innym jeziorkiem. W moim pobliżu znalazłem trapez. Nie - nie figurę płaską, ale drążek do ewolucji cyrkowych. Niestety nie był okupowany. Może dla niektórych woda jeszcze za zimna...

Dalej już nie widziałem niczego ciekawego na tyle, żeby to sfotografować. Tzn. może i by się coś znalazło, ale mi się nie chciało. Więc po prostu wsiadłem na rower i wróciłem do domu urozmaicając sobie nieco drogę powrotną małymi modyfikacjami trasy.
Kategoria 50-99,99, Miasto, Wiejskie tereny, Wiosennie, Zwiedzanie, Łańcuch_B2
- DST 50.41km
- Czas 02:21
- VAVG 21.45km/h
- VMAX 35.59km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 274m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Testowanie Byczka
Sobota, 18 kwietnia 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Wreszcie dojechały zamówione haki.No, może nie do końca.
W sumie to żaden nie okazał się tym, który zamawiałem.
Jeden był krótszy o 4mm od zamówionego, a drugi miał ponadto nagwintowane otwory, w których powinny być tylko wpusty. Ehhhh...
Na szczęście ten krótszy mimo wszystko przypasował Byczkowi. Jedyna wada jest taka, że gdybym chciał wymienić kasetę na taką z kółkiem większym, niż 34 zęby, to mógłbym się nie pomieścić z przerzutką. Ale tego typu zmian nie zamierzam wprowadzać, więc powiedzmy, że jest ok. Co do drugiego haka natomiast, to sprzedawca zobowiązał się wymienić go na właściwy na swój koszt.
Niestety - cała przyjemność kosztowała mnie 140 zł za 2 szt. haków. Dużo jak na taką pierdołę. Ale trzeba dodać, że cholernie ciężko dostępną pierdołę. Warto więc było wydać tę kasiorkę.
Całe szczęście, że nie mam problemów z alkoholem, bo pewnie poleciałoby tego dnia z osiem piwek. ;)
A wiadomo, do czego prowadzi nadużywanie alkoholu. Problemy w rodzinie, okłamywanie, oszukiwanie, zapędzanie się coraz bardziej w fałsz i obłudę... I jak później takim ludziom pomagać? Moim zdaniem w pewnym momencie już nie warto. Lepiej skupić się na tym, żeby pomóc małżonkom tych zdegenerowanych ludzi w ułożeniu sobie na nowo życia wolnego od mętów. Bo wiadomo - taki męt sam z siebie nie będzie miał tyle jajec i odwagi, żeby samemu uczciwie odejść od zdruzgotanego małżonka, czym by mu umożliwił układanie sobie na nowo życia. Często woli go wykorzystywać po prostu jako pomoc domową... I tu właśnie jest pole do działania... Bez sensu jest kopać leżącego, głupiego człeka. W to miejsce należy pomagać tym poszkodowanym wyrwać się z matni...
No ale wróć - wszak nie jestem MarKotem, czy innym Monarem. Byczek przywrócony do życia, jazda testowa. I na tym się skupiamy.
Udałem się na moje ulubione kółko: Biedrusko, poligon, Złotniki, Kiekrz, Strzeszyn Rusałka. Po drodze zrobiłem postój w celu wykonania jednej tylko fotki na poligonie. "Zamek", przy którym kręcono "Ogniem i mieczem". A może "Potop"? W każdym razie coś tam z Sienkiewicza.

No, w sumie był jeszcze jedn postój, gdy mi przejazd zamknęli. Ale to była siła wyższa.
Reszta drogi bez przeszkód i bez przygód.
Kategoria 50-99,99, Takie tam kręcenie, Wiosennie, Łańcuch_B2
- DST 52.24km
- Czas 03:24
- VAVG 15.36km/h
- VMAX 39.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 368m
- Sprzęt Planetka
- Aktywność Jazda na rowerze
Zielonka i Dziewicza Góra
Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Wycieczka w tempie iście emeryckim. Nawet jak na mnie. :)Wyjazd w okolicach 12:00, azymut Puszcza Zielonka i jej wieża. Po drodze jezioro Swarzędzkie i takie tam.
Byczek wciąż unieruchomiony, więc po raz kolejny wziąłem na wyprawę swą starą druszkę - Planetkę.
Jazda przez miasto poszła dość sprawnie. Do Malty na szczęście przez większość drogi wiodą DDR z nie najgorszą nawierzchnią, więc jedzie się dość sprawnie.
Niestety - tego dnia odbywał się znów jakiś maraton, przez co Malta była sparaliżowana. Udało się jednak przebrnąć obok jeziora i wjechać w las, gdzie można było wreszcie zaznać spokoju i wzdłuż Cybiny udać się w kierunku jez. Swarzędzkiego mijając po drodze okoliczne stawy: Olszak, Browarny, Młyński i Antoninek.
Nazwa st. Browarnego wzięła się od Browaru Mycielskich, który funkcjonował do roku 1976. Obecnie zabytkowy budynek znajduje się w rękach dewelopera, który - miejmy nadzieję - nie doprowadzi do jego zrujnowania. W bezpośrednim sąsiedztwie browaru powstały tzw. apartamentowce.

Nad st. Młyńskim z kolei można zastać restaurację Młyńskie Koło. Restauracja - a w zasadzie gospoda - ma różne opinie. Jedni twierdzą że przyjemna, inni że nieprzyjemna, jeszcze inni twierdzą że jest to przybytek dla snobów. Ja tam nie oceniam. Jakakolwiek by ona nie była, nie można jej odmówić jednego: pięknego budynku i malowniczej scenerii.

Kolejna przerwa na fotkę odbyła się już w Puszczy Zielonce. Konkretnie w Wierzenicy, przy dworku Augusta Cieszkowskiego - patrona Akademii Rolniczej, lub jak kto woli - Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.


Jakiś tam kawałek dalej - również w Wierzenicy natknąć się można na drewniany kościół znajdujący się na szlaku kościołów drewnianych wokół Puszczy Zielonka.

Kościół w Wierzenicy
W okolicach tych można się natknąć na nisko latające szybowce. Wynika to stąd, że w pobliżu znajduje się ich gniazdo. Jeszcze. :(

Z Wierzenicy jeszcze mały wypad pewnym tajemniczym skrótem nad morze:

I równie szybki powrót do Zielonki.
W tym roku mija okrągła rocznica 23 lat od wielkiego pożaru, który plądrował wielkopolskie lasy. W celu upamiętnienia tej wielkiej, jak na nasze warunki klęski, postawiono wygrawerowany głaz. Teraz każdy, kto będzie tamtędy przechodził lub przejeżdżał dowie się lub przypomni sobie, o tych dniach. Chyba, że ignorant. Albo niepiśmienny. Ale to wtedy jego strata. Niestety jakiś mały potworniak wtrynił mi się w kadr... :/ Nie przeganiałem, bo do dzikich zwierząt nie wolno się zbliżać.

Głaz na tle potworniaka.
Tuż za kamlotem postawił ktoś pomnik przyrody. Nie tryskał on może jakoś wybitnie życiem,
ale i tak uznałem, że warto go uwiecznić bo forma jego dość ciekawa.

Od wspomnianego miejsca niedaleko już było do punktu kulminacyjnego dzisiejszej wycieczki, czyli do Dziewiczej Góry ze sterczącą nań wieżą.
Dalej już było z górki. Dosłownie i w przenośni. szybki powrót do domu i delektowanie się resztą dnia. :)
Kategoria 50-99,99, Wiejskie tereny, Wiosennie, Zero wiateru
- DST 55.09km
- Czas 02:38
- VAVG 20.92km/h
- VMAX 43.90km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 255m
- Sprzęt Planetka
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlakiem czterech jezior
Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 26.05.2015 | Komentarze 2
Jako, że nadeszła wreszcie piękna pogoda, postanowiłem wyruszyć na małą wycieczkę, którą roboczo nazwałem szlakiem czterech jezior. Czterech, bo kolejno mijałem:Rusałkę
Strzeszyńskie
Kierskie
Lusowskie
W drodze powrotnej oczywiście w kolejności odwrotnej. :) Tyle, że przeciwnymi brzegami.
Byczek wciąż uziemiony ze złamanym hakiem, ale od czego jest Planetka. :)
Początkowo zastanawiałem się, jak mogłem na niej jeździć. Inna pozycja, sztywny widelec, ogólnie dziwnie. Ale po kilku km stwierdziłem, że w sumie nie jest źle. Nawet pomimo dziwnego terkotania blaszanych błotników. :)
Przez pierwsze km tak się zamyśliłem nad jazdą, że zupełnie przeoczyłem pierwsze jezioro i zapomniałem nad nim zrobić zdjęcie. Ale pomyślałem: Co tam - przecież będę dziś jeszcze obok niego jechał, więc wtedy zrobię fotkę.
I pojechałem dalej. Nad Strzeszyńskim skleroza na szczęście mnie opuściła i o fotkach nie zapomniałem.


Po krótkim postoju na pomoście pełnym rowerów i ich (jak się domyślam) wylegujących się właścicieli wsiadłem na mój bicykl i udałem się w dalszą drogę obierając azymut Kiekrz.Tutaj miałem w planie zjechać nad brzeg jeziora na terenie Jacht Klubu Wielkopolskiego mieszczącego się przy ul. o znaczącej nazwie: Wilków Morskich.
Niestety - brama, wartownik oraz napis: "Wstęp tylko dla członków klubu" zniechęciły mnie do tego niecnego uczynku. Pojechałem dalej zastanawiając się, w jaki sposób "nie członek" ma zostać "członkiem", skoro nie ma prawa wejść na teren klubu? To jest chyba coś na zasadzie "Drogie dziecko nie wolno Ci wchodzić do wody, dopóki się nie nauczysz pływać".
A szkoda, bo bywałem kilka razy na terenie tego klubu przy okazji imprez żeglarskich i bardzo mi się tam podobało...
Mimo wszystko pojechałem dalej i wykonałem najmniej okazałe fotki jez. Kierskiego, jakie można sobie wyobrazić.

Śmignąłem dalej, w kierunku jez. Lusowskiego, po drodze przejeżdżając przez Lusowo - całkiem ładną wieś o charakterze miejskim. Nie omieszkałem sfotografować przybytku niebieskiego

Kościół w Lusowie
Kawałek dalej, po zignorowaniu znaku B-1 widocznego w dolnym, lewym rogu powyższego zdjęcia, zjechałem nad docelowy zbiornik wodny udając się przez piaszczystą plażę wprost na pomost pontonowy.


Od plaży wzdłuż brzegu wiodła ścieżka dla rowerów. Oczywiście jak wiadomo - na ścieżce dla rowerów należy stawiać stalowe barierki. Jest to oczywiście bardzo logiczne. Zupełnie tak logiczne, jak gdyby ktoś na autostradzie - czyli drodze z założenia i definicji służącej do szybkiego pokonywania dużych odległości - ktoś stawiał szlabany. Moment...

Pomimo udziwnionych utrudnień, po kilku machnięciach pedałami byłem na drugim brzegu, gdzie to na zwalonym pniu urządziłem sobie popas z widokiem na wspomniany wcześniej przybytek niebieski i pomost pontonowy.

Stąd udałem się w drogę powrotną, objeżdżając wszystkie napotkane dotychczas jeziora z drugiej ich strony.
Niestety - mijając Rusałkę znów śmignąłem obok niej zupełnie zapominając o wykonaniu fotki. Chyba za często ostatnio nad nią bywam, skoro przejeżdżam obok nawet już nie rejestruję tego faktu. :)
Kategoria Wiejskie tereny, 50-99,99, Wiosennie, Zero wiateru
- DST 64.36km
- Czas 04:17
- VAVG 15.03km/h
- VMAX 41.84km/h
- Temperatura 4.0°C
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Łąki, lasy, knieje, bezdroża, ciut asfaltu. Czyli Śnieżycowy Jar.
Niedziela, 22 marca 2015 · dodano: 26.03.2015 | Komentarze 2
Tego dnia, z racji że nastała wiosna, zaplanowaliśmy oglądanie iście wiosennych kwiatków. Udaliśmy się więc na północ
od Poznania. Jako cel podróży wybrany został rezerwat dzikich kwiatów nieopodal Murowanej Gośliny oddalony
o niespełna 30 km od stolicy Wielkopolski. Dystans niewielki, jednakże trzeba wziąć poprawkę na to, że była to
moja pierwsza wycieczka po grypsku paskudnym i nie chciałem się za bardzo przeforsować. Na szczęście tego dnia
pogoda dopisała i świeciło piękne słoneczko, choć temperatura nie rozpieszczała. Z rana było niewiele ponad 0 st., a
świeże powiewy rześkiego wiatru chwilami przyprawiały o gęsią skórkę i powodowały, że chciało się szybciej
machać dolnymi kończynami, coby się jak najszybciej rozgrzać. W sumie więc same pozytywy. :) Bez czapki
i rękawiczek tym razem jednak się nie obyło. Wyjazd zaplanowany na ok. 10:00 opóźniony o jedynie 7 minut.
Elegancko. :) Pierwsze kilometry biegły wzdłuż Warty po nadwarciańskim szlaku rowerowym. Na wysokości Owińsk - za
Czerwonakiem przyszła kolej na pierwszą sesję fotograficzną. Nad rzeką, w pięknych okolicznościach przyrody i tego...
i niepowtarzalnej, druh Byczek zapozował wdzięcznie do zdjęcia na tle kościoła w Owińskach i
ustawił się wybierając uprzednio swój lepszy profil. :)

I jeszcze widok na same Owińska z tejże perspektywy:

Enty raz, który pokonywaliśmy ten odcinek szlaku spowodował, że kolejny przystanek zarządziliśmy jednogłośnie i
gremialnie dopiero w Biedrusku na moście. No, w zasadzie to jednocześnie i na moście i tuż
obok mostu, a konkretnie to obok stojących do dziś betonowych filarów po starej przeprawie z 1925r.
Interesującym jest fakt, że w porównaniu do stycznia Warta ma zdecydowanie niższy stan. Czyżby
susza i brak opadów? A może w Jeziorsku przykręcili kurek? Cóż - nie było w tym roku zimy i śniegu,
to i stopnieć nie miało co. A może zgodnie z tym, co ostatniego dnia stycznia pisał Romulus, zbliża się
okres lęgowy ptaków i niski stan wody może mieć związek właśnie z tym? Ot, niezła ciekawostka.

Pozostałości starego mostu.



Biedrusko zostało w tyle, a my popedałowaliśmy dalej w kierunku Promnic DDR z kostki, wzdłuż której stały
eleganckie barierki. Rzec by można - las barierek w barwach narodowych. :] Nie wytrzymałem. Musiałem się
zatrzymać i uwiecznić to krzywe dzieło geniuszu rodzimej architektury drogowej.

Historia lubi się powtarzać. Słyszałem, że w innych częściach Polski ponoć również można spotkać podobnie
okropny widok. Czyży kolejny wymysł jakiegoś kretyńskiego, unijnego - za przeproszeniem - urzędnika
niezbyt zdrowego na umyśle? A może nadgorliwość naszych wspaniałych drogowców?
Od tego miejsca kawałek dalej zjechaliśmy na szczęście z głównej drogi w nieco ciekawsze
rejony. Miejsce kostki zastąpiły betonowe płyty. :] Nawierzchnia z takich płyt miała może i swój
urok w PRLu, ale obecnie chyba wolę się poruszać po normalnym, przyzwoitym szutrze.

Około 1,5 km dalej płyty się skończyły i wreszcie zaczął się normalny, przyzwoity choć ciut nierówny szutr.
Bez porównania lepsze to, niż rytmiczne podrygiwanie na nierównych łączeniach zbrojonego betonu. Cóż, mistrzowi
Yodzie zapewne by to nie przeszkadzało. Wszak moc w nim wielka i lewitować potrafi. Jegomość woli jednak
śliczną polną drogę wraz z jej urokami. :)


Zanim wjechaliśmy do rezerwatu postanowiliśmy zjechać w dół do samej rzeki. Wcześniej jakoś nigdy tam nie
dotarliśmy, co jak widać było błędem. Omijał nas widok na spuściznę po naszych słowiańskich przodkach.
Efektownie może to nie wygląda, ale po lekturze komiksów o Kajku i Kokoszu można sobie wyobrazić,
co nasi dzielni przodkowie tu wyczyniali. Całe szczęście, że nigdzie się nie natknęliśmy na warownię
Hegemona. Może była za tablicą "Poligon wojskowy, wstęp wzbroniony". ;)
Ładnie tam.

Warta i jej dolina to jednak bardzo malownicze tereny, choć miejscami nieco nierówne.
Bałem się trochę tych nierówności. Nie tyle ze względu na siebie, co na Byczka cienkie koła. Nie chciałem wracać z
ósemkami. Dlatego ujechaliśmy jeszcze kawałek podziwiając widok budzącej się przyrody i po przebyciu
lekko ponad kilometra w stronę Obornik postanowiliśmy, że zawrócimy i
udamy się w końcu ku celowi naszej wyprawy, czyli do Śnieżycowego Jaru.
.







A oto sprawczyni całego zamieszania i akcji - Śnieżyca Wiosenna (Leucoium vernum L.):

Podczas wykonywania powyższej fotki nie zszedłem ze ścieżki i nie ucierpiał żaden kwiatek. :P
Trochę informacji o kwiatku.
Po opuszczeniu rezerwatu postanowiliśmy nieco zmienić drogę powrotną i ruszyliśmy nad brzegiem Warty w stronę Promnic. Jazda dostarczyła kilku rozrywek i wrażeń w postaci kilkumetrowych, stromych przewyższeń i dolinek oraz mojej niegroźnej gleby przy próbie podjechania pod jedną ze ścian na cienkich oponkach Byczka i z zapełnionymi sakwami.
Po drodze minęliśmy starą żwirownię. Niestety nie cały żwir został wybrany, co dało się odczuć.


Droga obok starej żwirowni
Później jeszcze tylko przepękać rytmiczne podskakiwanie na betonowych płytach i można się było delektować niefazowaną kostką brukową.W samym Biedrusku zrobiliśmy małą przerwę przy pałacyku na obfotografowanie machin jeżdżących i latających.


Antek od boczka

Drogę przez poligon opisywałem przy poprzedniej okazji, więc nie będę się powtarzał.
Reasumując - była to bardzo udana i miła wycieczka. :) Całe szczęście, że się udało wszystko zgrać i na nią wyruszyć.
Kolejne przygody ze Śnieżycami już za rok, a tymczasem trzeba odświeżyć sobie w pamięci multum starych szlaków, którymi dawno nie jeździłem i zaplanować kolejne ekscytujące trasy. :)
Kategoria 50-99,99, Trochę zimno, Wiejskie tereny, Wiosennie, Zwiedzanie, Łańcuch_B2
- DST 76.14km
- Czas 04:14
- VAVG 17.99km/h
- VMAX 47.45km/h
- Temperatura 1.0°C
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Poligon w Biedrusku i nadwarciański Szlak Rowerowy.
Sobota, 31 stycznia 2015 · dodano: 31.01.2015 | Komentarze 5
Rzutem na taśmę ostatnia wycieczka podczas tego księżyca.
Wycieczka ta chodziła za mną już od kilku dni jako trasa sentymentalna wiodąca przez miejsca, którymi się poruszałem rozpoczynając swoje bicyklowe przygody kilka lat temu. Ciepło wspominam te miejsca, więc chciałem je sobie nieco odświeżyć. Dziś jednak o mało co bym nie pojechał, gdyż rano byłem padnięty ze zmęczenia.
Głównie za sprawą ostatniego tygodnia. Krążyłem autem między Szczecinem, Kaliszem a Poznaniem, przez co nakulałem ponad 1000 km. Kluczową rolę jednak odegrały częste pobudki ok. 4:00 oraz wieczorne problemy z zaśnięciem.
Mała dygresja i wątek poboczny:
Jadąc do Szczecina musiałem przystanąć w 1/3 drogi na 15 minut i się zdrzemnąć. Oczy tak mi się zamykały, że gdybym tego nie zrobił, to niechybnie bym zasnął za kółkiem i skończył w jakimś rowie lub na drzewie. Jak na mnie jest to o tyle niezwykłe, że jestem odporny na brak snu i pierwszy raz musiałem podjąć decyzję o drzemce w trasie. Dalej już mi się jechało nie najgorzej.
Z drugiej strony nie ma się co dziwić - całą noc nie spałem - poprzedniej również prawie nie zmrużyłem oczu. Tymczasem wyjeżdżałem o 5:00.
Warto pamiętać o tym, że głupie 15 minut drzemki może uratować samochód, a nawet zdrowie, czy wręcz życie. Tak więc kwadrans to chyba niewygórowana cena. Niestety - wciąż wielu lekkomyślnych (żeby nie rzec głupich) ludzi bagatelizuje to, że aby zasnąć i spowodować wypadek wystarczy dosłownie kilka sekund i jadą na siłę, przez co rozbijają swoje auta...
I w sumie pieprzyć ich - nie żal mi ich. Gorzej, gdy przez swoją głupotę rozbijają cudze życia i rodziny...
No ale koniec moralitetów - nie po to tutaj wszyscy się zebraliśmy, aby słuchać/czytać kazań Jegomościa. ;)
Obudziwszy się dziś tuż przed 9:00, Jegomość stwierdził, że:
1. Jest zmęczony i niewyspany.
2. Nie chce mu się.
3. Na dworze dmie wiater. Może nie jakoś szczególnie mocny, ale nieprzyjemny i w porywach do 50km/h
4. Pogoda do tylnej części ciała.
5. "Ehh - gdyby była tak śliczna pogoda jak kilka dni temu, to byłaby zupełnie inna rozmowa".
Ogólnie więc nie warto.
Z drugiej strony cóż robić innego? Leżeć w domu i oglądać znów seriale? Komputer i filmy mają być wypełnieniem czasu, a nie sposobem na życie. Tym bardziej, że Jegomość ma z machinami liczącymi do czynienia naprawdę sporo w ciągu tygodnia.
Podczas tych dywagacji okazało się, że niebo się przejaśnia i zaczyna napitalać słonko. Wiater co prawda nie ucichł, ale był akceptowalny. No i szybka lektura ICMu oraz Google Maps pozwoliła stwierdzić, że przez prawie całą wycieczkę będzie wiało z tyłu lub z boku, a odcinków, gdzie będzie dmuchało prosto w mordę będzie niewiele i w dodatku często osłonięte lasem czy innym dobrem.
Zatem W DROGĘ!
Wyruszyłem późno, bo o 10:30. To była ta przyjemniejsza część imprezy, albowiem dmuchało w plecy, więc nie było większym problemem utrzymywać prędkość w okolicach 30 km/h.
Po kilku km zjechałem w las i skończyło się rumakowanie. W ostatnich dniach cokolwiek popadało, a dziś w nocy niezbyt chciało przymrozić, więc leśne i polne drogi pełne były błotka i innych atrakcji. Nie muszę chyba, przypominać, że Byczka podkowy nie należą do przesadnie masywnych. ;)
Ale i tak dawaliśmy radę.
Po jakimś czasie dotarłem do stacji kolejowej w Złotnikach:

Jeszcze kilka km i wkraczamy z Byczkiem na teren poligonu. Przy wjeździe znajduje się mapa poglądowa na to, gdzie można, a gdzie nie wolno się zapuszczać. I to pod żadnym pozorem, jeśli nie chcemy skończyć z jakimś pociskiem w czerepie:

Do mapki dołączony jest również regulamin przejazdu:

Lektura regulaminu daje nam znać, że to nie przelewki. Na szczęście na wyświetlaczu nie było napisu "STÓJ - OSTRE STRZELANIA". Mogłem zatem spokojnie i legalnie udać się w dalszą podróż. Wcześniej przejeżdżając przez poligon zatrzymywałem się tylko przy ruinach kościoła w Chojnicy. Tym razem postanowiłem obejrzeć również to, co zawsze omijałem.
I tak, po niecałych dwóch km dojechałem do pomnika upamiętniający mord na okolicznych mieszkańcach dokonany przez hitlerowców dnia 2. września 1939r.

Kawałek dalej znajduje się zjazd z głównej drogi do Glinna. Po ujechaniu 500m trafiamy na ukrytą - urokliwą polankę, a na niej kamień upamiętniający Wojciecha Bogusławskiego oraz fundamenty dworku, w którym mieszkał.

Po drodze jednak mijamy mokradła:

Po kolejnych ok. 5 km. Trafiamy dojeżdżamy do miejsca, gdzie była wieś Chojnica. Trafiamy tam na stary cmentarz w lesie.

Najświeższe nagrobki datowane były na koniec 1. połowy XX w. Najstarsze, które się zachowały i były czytelne pochodziły z II połowy XIX w. Przy wielu z nich można znaleźć znicze. A więc pamięć o tych ludziach jeszcze nie zginęła.
Zadbany był nawet grób NN:

Kawałek dalej dojeżdżamy do wspomnianych wyżej ruin kościoła:

Po drodze jeszcze mały rzut oka na ścieżkę zdrowia, na której szkolą się żołnierze:

I po następnym kilometrze dojeżdżamy do końca poligonu. Cała droga przez poligon ma niespełna 10 km. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji nią jechać, to szczerze polecam.
Po wyjechaniu z terenu poligonu skierowałem się w dół Biedruska - w stronę Warty, aby wjechać na Nadwarciański Szlak Rowerowy i tamtędy udać się do Poznania. Malownicza trasa wiodąca przez lasy i pola biegnąca - jak sama nazwa wskazuje - wzdłuż Warty. Błotka również było całkiem niemało, ale znośnie.
W pewnym miejscu zjeżdżam z Nadwarciańskiego, aby dalej jechać nad samą rzeką.
Rzeka tej zimy ma wyjątkowo wysoki poziom, który utrzymuje się już od dłuższego czasu. Jest to o tyle dziwne, że w sumie nie ma wielu opadów. Widać to już było na moich zdjęciach z wypadu do Obrzycka. Widać i tu:

Pod słońce niestety fotka wyszła przyciemniona.

W oddali - na widnokręgu dymiący - 200m komin Elektrociepłowni Karolin. Dzięki niemu poznaniacy mają cieplutko w domkach.
Odcinek ten ma kilka urozmaiceń w postaci np. przeszkód terenowych. Oto jedna z nich:

Innym razem są to piaski, w które latem koło potrafi się zapaść na blisko 20 cm. Jest zacnie. :)
W końcu Jegomość dotarł do Poznania. A tutaj na estakadę kolejową:

Lubię tę budowlę. Mam już jej zdjęcia od każdej strony i o prawie każdej porze roku oraz o różnych porach dnia. A mimo to za każdym razem, gdy tędy przejeżdżam, muszę wykonać kolejne zdjęcie. To jest silniejsze ode mnie. :)
Oprócz tego zaliczyłem dziś Rusałkę i Strzeszynek - kolejne sentymentalne miejscówki, w których dawno nie byłem jednakże tam już się nie zatrzymywałem na robienie zdjęć, bo czas naglił. Wyjechałem późno, mnóstwo czasu straciłem na przystanki i zwiedzanie poligonu oraz na jazdę i przedzieranie się wzdłuż Warty i się obawiałem, że zastanie mnie zmrok, a tymczasem wyposażony byłem jedynie w czołówkę.
ProX musiał dziś zostać w domu i się podładować, bom dał ciała i nie naładował go wieczorem.
Kategoria 50-99,99, Miasto, Wiejskie tereny, Zwiedzanie, Łańcuch_B1