Info

Więcej o mnie.

Znajomi
Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 3
- 2015, Lipiec17 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj8 - 0
- 2015, Kwiecień11 - 2
- 2015, Marzec9 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń11 - 11
Wpisy archiwalne w kategorii
Łańcuch_B2
Dystans całkowity: | 1782.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 89:44 |
Średnia prędkość: | 19.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.98 km/h |
Suma podjazdów: | 5650 m |
Liczba aktywności: | 40 |
Średnio na aktywność: | 44.55 km i 2h 14m |
Więcej statystyk |
- DST 23.36km
- Czas 02:22
- VAVG 9.87km/h
- VMAX 40.47km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 60m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Jegomość óczy
Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 0
Mały wypad na przedmieścia.Trasa z dala od asfaltu, przez łąki i pola nad Wartę, powrót przez Radojewo i znajdujące się w nim Kokoryczowe wzgórze.
Po dojechaniu nad rzekę chwila nasiadówy połączona z obserwacją motorówki strażackiej, która z okazji jakiejś imprezy zamieniła się tego dnia w motorówkę wycieczkową.

Po posiedzeniu przyszedł czas na jazdę kawałek wzdłuż koryta. Na wysokości Czerwonaka można się natknąć na stary port rzeczny i znajdujący się w nim żuraw.


Po dodarciu na Kokoryczkowe wzgórze podziwiać można piękną panoramę doliny Warty.

Na samym wzgórzu znajduje się pałac rodu von Treskov z przylegającym doń cmentarnym parkiem, w którym znajdują się ruiny kaplicy.

Z Radojewa szybki powrót do domku mijając po drodze "piękne okoliczności przyrody i tego... i niepowtarzalne".

Kategoria 0-49,99, eLka, Takie tam kręcenie, Wiejskie tereny, Zero wiateru, Łańcuch_B2
- DST 15.33km
- Czas 01:44
- VAVG 8.84km/h
- VMAX 33.00km/h
- Temperatura 31.0°C
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Jegomość óczy
Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 11.06.2015 | Komentarze 0
Nauka jazdy z Jegomościem. :)

Tak to jest, gdy czas niesiedzenia na rowerze liczy się w dziesiątkach lat. ;)


Kategoria 0-49,99, Brrr, jak gorąco, Takie tam kręcenie, Wiejskie tereny, Zero wiateru, eLka, Łańcuch_B2
- DST 24.56km
- Czas 01:22
- VAVG 17.97km/h
- VMAX 39.46km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Sprawuszki na mieście.
Środa, 3 czerwca 2015 · dodano: 03.06.2015 | Komentarze 0
Ostatni dzień urlopu.
Wykorzystałem go na załatwienie sprawy na mieście i pokrążenie w celach spacerowych po Cytadeli oraz na Wartostradzie.
Dziwna sprawa - po wczorajszym oddaniu krwi chyba jeszcze nie do końca się zregenerowałem. Przejechałem raptem niespełna 25 km i choć w nogach nie czułem nic a nic, to wróciłem ogólnie wyczerpany i padnięty. Dwa miesiące temu jeszcze tego samego dnia po donacji wybrałem się na wycieczkę i gdyby nie katastrofa, to wycieczka byłaby o wiele dłuższa.
Insza sprawa, że dziś wieje. I to tak zdradliwie wieje, że w którą stronę nie skręciłem, to zawsze miałem pod wiatr. Grrrr...
Kategoria 0-49,99, Miasto, Takie tam kręcenie, Wiatry Niespokojne, Brrr, jak gorąco, Łańcuch_B2
- DST 128.69km
- Czas 05:26
- VAVG 23.69km/h
- VMAX 54.43km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 190m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kaszebe Runda
Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 02.06.2015 | Komentarze 0
Dwa tygodnie temu dostałem propozycję wzięcia udziału w imprezie rowerowej zwanej Kaszebe Runda organizowanej w Kościerzynie. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tej imprezie, ale nie zastanawiałem się zbyt długo nad wzięciem w niej udziału. Z kilku powodów:
1. Kościerzyna i jej okolice są pięknymi terenami pod turystykę rowerową. Poznałem te rejony kilka lat temu przy okazji rowerowych wakacji w Borach Tucholskich i miło było tam wrócić.
2. Nigdy nie byłem na takiej imprezie.
3. Nie są to stricte zawody kolarskie, a bardziej mierzenie się ze swoimi siłami połączone z odkrywaniem uroków regionu. Czyli coś w sam raz dla takich amatorów jak Jegomość.
Zdecydowałem się na średni dystans. Krótki był dla mnie za krótki, długi był za długi, a 125 km było w sam raz. Co prawda w momencie podejmowania decyzji miałem w tym roku na koncie tylko jedną setkę i to w styczniu, ale co to za problem? Stwierdziłem, że przed wyjazdem zrobię sobie testowo jedną setkę i będzie git. stąd mój wyjazd do Wapna.
Imprezę postanowiłem połączyć z fajnym, przedłużonym weekendem. Dlatego w Kościerzynie zameldowałem się już dzień wcześniej jeszcze przed południem.
Na nocleg wybrałem Willę Strzelnicę. Pięknie położony hotel leśny przyjazny rowerzystom z bardzo miłą obsługą. Niestety - jak się okazało - tego dnia organizowane było weselisko, co oczywiście wiązało się z wątpliwej jakości hitami muzycznymi. Ale co tam - niech się młodzi bawią. Wyskoczyłem do apteki po zatyczki do uszu i disco polo już mi nie było straszne. :)

Pierwszy dzień poświęciłem na przypomnienie sobie okolic rynku, a także na obejście muzeów: Ziemi kościerskiej, Kolejnictwa i Akordeonu.


Kościerzyna jest malowniczym, urokliwym miastem z całym mnóstwem DDR, pięknie odnowionym rynkiem i jego okolicami. Ale nie tylko - nietuzinkowe są tu nawet hydranty.

Z pewną dozą niepokoju zerkałem na prognozę pogody, ponieważ wiatry wiejące w sobotę nie napawały mnie optymizmem. Na niedzielę zapowiadane były co prawda nieco mniejsze podmuchy (z naciskiem na nieco) , ale ostatnie kilkanaście km trasy miało być z centralnym wmordewindem.
Na start umówiłem się z dwoma kolegami. Planowaliśmy ruszyć w okolicach 7:30. Zaliczyliśmy oczywiście planowe spóźnienie, jednak wyruszyliśmy.
W grupie jednak raźniej. Przez pierwsze kilometry bez problemów utrzymywaliśmy prędkość przelotową ok. 30 km/h. Później - gdy grupa nieco się rozjechała, prędkość spadła do 25-27 km/h.
Niewątpliwym urokiem tych "zawodów" był fakt porozmieszczania na trasie Bufetów z regionalnymi przysmakami. Jako, że Jegomość nie stroni od dobrej kuchni, a za smakołykami wręcz przepada, obowiązkowo musiałem się przy każdym z tych bufetów zatrzymać i pokosztować, a zarazem uzupełnić spalone kalorie i napełnić bidony.
Pierwszy bufet przygotował Borsk. Przy wjeździe usadowił się starszy pan w tradycyjnym stroju kaszubskim i przygrywał na akordeonie. W czasie gdy zajadaliśmy się pysznym chlebkiem ze smalcem przegryzając go świeżutkim ogórkiem małosolnym i dopychając wspaniałym naleśniczkiem z dżemem truskawkowym raz po raz słychać było szum. Szum pojawiał się znikąd, gwałtownie narastał, po czym równie gwałtownie malał pozwalając się delektować efektem dopplera. Tak - to byli tylko szosowcy. Wyrabiali czas i ścigali się z... no właśnie - z kim? Przecież "maraton" miał charakter czysto rekreacyjny i nie był w żaden sposób punktowany ani nagradzany. Cóż - przerost ambicji nad formą. Ja tam wolałem zajadać się swojskimi skwarkami w miłym towarzystwie. :) Raz po raz było tylko słychać, jak jakaś zaangażowana grupa takich szosowców ofukiwała swojego kolegę, który ośmielił się napomknąć, że on też by chciał do smalcu. :D
Po opuszczeniu borskiego Bufetu palnąłem się w głowę. Dlaczego nie wykonałem w nim żadnego zdjęcia? Toż to hańba! I wstyd... W kolejnych Bufetach nie popełnię tego samego błędu.
Następny postój był w Leśnie, w gminie Brusy. Tutaj przyszła pora na herbatę, której w Borsku chwilowo zabrakło. Oprócz tego oczywiście chleb ze smalcem, a także faworki, paszteciki i już nie pamiętam co.

Tutaj czas urozmaicała cała kaszubska kapela w regionalnych - a jakże - strojach.
Oprócz tego Leśno zorganizowało konkurs, w którym można było wygrać "Brusika" - lokalną maskotkę w kształcie grzybka:

Maskotka to wygrania była oczywiście miniaturowa. Na szczęście. Bo co ja bym zrobił z pełnowymiarowym Brusikiem?
Po uzupełnieniu spalonych kalorii udaliśmy się w dalszą podróż. Za Leśnem trasy 125 i 225 rozjechały się w swoje strony. My udaliśmy się wprost do Somin, a długodystansowcy na dużą pętlę, gdzie mieli swoje własne Bufety.

W Sominach do chlebka ze smalcem dołączyła pyszna pomidorówka z ryżem, a także - zapewne lokalne - banany.
Kolejnym przystankiem było Półczno. Tutaj już trafiliśmy na prawdziwy zgiełk i gwar spowodowany tym, że połączonych chwilę wcześniej tras 125 i 225 doszła najbardziej oblegana trasa 65.

Tutaj już nie było kaszubskich przygrywek, lecz gościna nie mniejsza, niż poprzednio. Dla odmiany można było też wciągnąć kilka pączków i jakiegoś loda.

Odtąd już do samego końca uczestnicy wszystkich trzech dystansów jechali wspólną drogą.
Jakieś 15 km dalej dojechaliśmy do przedostatniego - jak wynikało z planu - Bufetu. W Sulęczynie. Tutaj czekały dwa namioty. Jeden tradycyjnie - z kaloriami, a drugi z masażem.

Chętnych na masaż nie brakowało, ale kalorie cieszyły się dużo większym powodzeniem. Skosztowawszy kilka racuchów udałem się w dalszą drogę ku ostatniemu już bufetowi, który wg mapy powinien być w Stężycy. Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie, gdy przejechawszy wspomnianą miejscowość... bufetu nie znalazłem. :(
Nie pozostało mi zatem nic innego jak popędzić na metę, gdzie czekał komitet powitalny i owacje na stojąco (bo ławek nie było).
A na mecie zgiełk, gwar, tłum, medale, dyplomy. Rynek zupełnie nie przypominał tego samego rynku co dzień wcześniej, czy choćby tego samego dnia rano.



A oto moje łupy:


Podsumowując: Impreza genialna. Wspaniała promocja zarówno rowerowej aktywności jak i przepięknych terenów idealnie nadających się pod turystykę rowerową. Jednocześnie wszystko bez napinki i z pełnym luzem. No, może nie licząc tych od szumu i efektu Dopplera... Na chwilę obecną planuję troszkę podszlifować formę i w przyszłym roku wystartować na najdłuższym dystansie.
Na koniec muszę też podzielić swoimi skromnymi spostrzeżeniami z trasy. Im jedziesz dłuższy dystans, tym szybciej jedziesz. Na końcowych kilometrach osoby, które wybrały najkrótszy dystans wyprzedzałem z różnicą prędkości kilkunastu km/h (nie licząc podjazdów ;) ) pomimo tego, że miałem w nogach o 60 km więcej.
Natomiast osoby, które wybrały dystans 225 km (de facto w tym roku 190 km) z taką samą różnicą wyprzedzały mnie pomimo tego, że miały w nogach o 70 km więcej ode mnie. Choć z drugiej strony - oni jechali w miażdżącej większości szosówkami, a ja zwykłym trekingiem.
Z trzeciej strony - Jegomość na zwykłym trekingu o dziwo na trasie niejednego szosowca wyprzedził. Dziwne... Ciekawe, jak by mi poszło, gdybym sam też wsiadł na jedną z tych szumiących maszyn.
Do ùzdrzonka.
Kategoria 100-149,99, Wakacje, Wiatry Niespokojne, Wiejskie tereny, Wiosennie, Zwiedzanie, Łańcuch_B2
- DST 123.24km
- Czas 05:30
- VAVG 22.41km/h
- VMAX 34.96km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 482m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Z wizytą w zawalonej kopalni
Sobota, 23 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Wapno - to tutaj 38 lat temu doszło do katastrofy górniczej, w wyniku której osunęła się ziemia niszcząc ludziom domy.W zeszłym miesiącu minęło 8 lat od ponownego zapadnięcia się ziemi. Do wycieczki w te rejony przymierzałem się od dłuższego czasu. Uznałem wreszcie, że teraz jest dobra ku temu okazja.
Tego dnia zależało mi na tym, aby jak najwięcej jechać, a robić jak najmniej postojów. stąd wyjątkowo mało zdjęć.
W samym Wapnie znajduje się pomnik w postaci starego wagonika, upamiętniający działającą tu w czasach świetności kopalnię.

Obecnie na terenie byłej kopalni znajdują się zakłady i firmy. Same budynki popadają w ruinę.

Pomimo upływu lat - kopalnia nie pozwala o sobie zapomnieć i od czasu do czasu daje o sobie znać. W roku 2007 - 30 lat po katastrofie ziemia zapadła się po raz kolejny. Nie trzeba było długo czekać, aby znów o sobie przypomniała. W 2010 r powstała szczelina w ziemi.

Wg niektórych opinii, wieś ta powinna zostać w całości ewakuowana, ponieważ znajduje się na tykającej bombie zegarowej, która w każdej chwili może wybuchnąć. Kolejne osunięcie może nie być tak łaskawe w skutkach, jak dwa poprzednie...
Kategoria Zwiedzanie, Wiejskie tereny, 100-149,99, Łańcuch_B2
- DST 41.34km
- Czas 01:48
- VAVG 22.97km/h
- VMAX 54.53km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 242m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Małe wahadełko
Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Nie mogłem tego dnia się za bardzo oddalać od domu aby w każdej chwili móc wrócić, a miałem ochotę choć trochę posmigać. Stąd małe wahadełko. Po 40 km stwierdziłem, że nudne to jak cholera, więc wróciłem do domu. Kategoria 0-49,99, Takie tam kręcenie, Wiejskie tereny, Wiosennie, Łańcuch_B2
- DST 70.68km
- Czas 03:23
- VAVG 20.89km/h
- VMAX 42.90km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 340m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Kórnik
Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Dziś ciąg dalszy zwiedzania południowych okolic Poznania. Czas na wypad do Kórnika po kilku latach niebytu tam.Zmotywował mnie łikent z magnoliami. Do tej pory tylko raz miałem okazję je widzieć w całej okazałości w tamtejszym arboretum i było to lata całe temu.
Początkowy odcinek biegł tą samą trasą, co poprzedniego dnia. Dopiero od ronda Starołęki szlak pobiegł inną trasą. Udałem się bowiem w kierunku Krzesin.
Po dojechaniu tamże, urządziłem sobie przerwę na popas. Śniadanko znaczy.

Śniadanko obok lotniska
Zaniepokojony błogą ciszą wysłałem do kolegi mego - żołnierza tam stacjonującego - SMSa z pytaniem, czy coś się stało, że nie tylko nie słychać "jaszczompóf", ale że również nie widać żywego ducha. Okazało się, że tego dnia piloci mieli wolne. A co - im też się należy grill z rodziną.
Po przecięciu Głuszyny - ulicy na terenie pow. poznańskiego, na której statystycznie dochodzi chyba do największej liczby zdarzeń drogowych (potwierdzam - mnóstwo debili drogowych tam jeździ) natknąłem się na kolejny kamień. Tym razem poświęcony pamięci lotników tragicznie poległych.

Kamień lotników
Dalej były łąki, lasy, knieje, drogi. Aż dojechałem do Kórnika. A w Kórniku wiadomo - korek. Piękna pogoda, długi łikent, kwitnące magnolie i przepis na zapchane ulice gotowy. Na szczęście rowerów korki w większości nie dotyczą, więc jechałem dalej bacząc, żeby mi ktoś nie zajechał drogi albo nie postanowił nagle otworzyć drzwi. Zajechał. Nawet się nie zorientował. Podobnie jak nie zorientował się w tym, że miejsce, w którym parkuje jest przejściem dla pieszych... ehh - bydło drogowe. Na szczęście refleks i hamulce wciąż mam dobre, a i zaufanie ograniczone do niedzielnych kierowców. Tak więc zd(a/e)rzenia nie było.
Jeszcze tylko odstać swoje w kolejce i można zacząć się delektować piękną, budzącą się do życia przyrodą i widokiem Zamku.


Niestety - obraz zamku psuje rysa. I to dosłownie. Słowem - zamek się zaczyna sypać. :(

Aby czym prędzej zapomnieć o tym tragicznym widoku udałem się na poszukiwania magnolii. Po drodze minąłem zagajnik cisowy. Bardzo ciekawa ścieżka edukacyjna na temat tych drzew i ich roli w medycynie, kulturze, życiu codziennym. Szczerze polecam.

W końcu przyszła pora na sedno - magnolie. Zdjęcia nie oddają oczywiście ogromu liczby kwiatów oblegających drzewa, ale są chociaż namiastką tego, co tam można zobaczyć.


A tak kwiatek prezentuje się z bliska:

I jeszcze jedna magnolia
W drugiej części arboretum - zamkniętej na codzień dla zwiedzających - znajduje się Instytut Dendrologii PAN.

Instytut Dendrologii
Niestety - nie udało mi się spotkać naszego czołowego kreacjonisty. :(
Przyszła pora na opuszczenie tego zacnego miejsca. Tego dnia nie przeszkadzały mi nawet tłumy człowieków, od których normalnie bym stronił.
Udałem się w drogę powrotną, obierając inną trasę - tym razem bardziej na wschod. Jak widać - warto było choćby dla takich widoków:

Kilka km dalej minąłem stację kolejową Kórnik.

Jak sama nazwa mówi - stacja Kórnik znajduje się w miejscowości... Szczodrzykowo. :) Można się pomylić... oj można... ;)
Dalsza podróż była po prostu jazdą. Raz po polach, raz po asfalcie, aż do domu. Po drodze na Malcie.
Kategoria 50-99,99, Łańcuch_B2
- DST 86.30km
- Czas 04:45
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 45.09km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 478m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
W.P.N.
Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Tym razem czas na południowe okolice Poznania.Padło na Wielkopolski Park Narodowy. W pierwszej kolejności trzeba się przebić przez miasto. Trasa standardowa na Maltę. Jako, że ruszył wreszcie sezon Maltanki, nie przejechałem obojętnie obok ciuchci i koniecznie musiałem ją uwiecznić. :)

Samo jezioro jest dwa kroki dalej, o czym przypomina wilgotne powietrze nasączone wodą z pływającej fontanny.

Kolejnym ciekawym miejscem na trasie jest Dębina. Ot, taki sobie Staw Borusa.

Ciekawostką jest to, że nad brzegami dębińskich stawów można zastać całe mnóstwo obozujących wędkarzy. W żadnym innym miejscu w Poznaniu nie widziałem tylu namiotów nad zbiornikiem wodnym co tam.
Po dojechaniu do Lubonia okazało się, że jestem tam jeden dzień za wcześnie.

No ale co miałem robić? Przemknąłem po cichu niezauważony i popędziłem dalej, aby w pięknych okolicznościach przyrody usiąść i spałaszować śniadanko.

Stanowczo stwierdzam, że choć w pecha nie wierzę, to tutaj jest jakiś wyjątek: mam jakiegoś pecha do haków... za Luboniem wjechałem w piach, w którym schował się kawał badyla. Oczywiście jak na komendę wkręcił mi się między szprychy i przerzutkę. :( Na szczęście zdążyłem szybko zablokować tylne koło i hak tym razem się nie złamał, ale naciągnął i pękł w jednym miejscu. Ponadto naderwał się pancerz od linki. No normalnie dupa blada. Jakoś połatałem, poprostowałem i poregulowałem co się dało i ruszyłem dalej. Niestety - ze względu na uszkodzony pancerz - bez 9. biegu. :( Peszek.
Na szczęście początek WPN znajdował się już niedaleko. Wjazd do niego zdecydowanie poprawił mi humor. :)
Ot, choćby dlatego, że można w nim zastać takie atrakcje jak Głaz Leśników:

W razie natomiast jakby ktoś planował się zgubić w dzikich ostępach puszczy, to skutecznie mu to uniemożliwią plany znajdujące się przy drodze.

Głaz Leśników nie jest jedynym kamyczkiem, który można zastać w tych rejonach. Znajduje się tu też m. in. Głaz Jaśkowiaka.

Zdaje się, że po drodze mijałem inne "gemmologiczne" pamiątki, ale nie chciało już mi się zatrzymywać przy każdej z nich. Zamiast tego udałem się wokół jez. Góreckiego, na którym znajduje się wyspa. Wyspa jest rezerwatem ścisłym. A w rezerwacie ścisłym stoi domek.
A w zasadzie to zameczek. Zameczek, który Klaudyna Potocka dostała w prezencie ślubnym. A zresztą - co będę tłumaczył:

Czego to się nie zrobi, żeby mieć spokój od baby... nawet jeśli to własna siostra. W sumie to pomysł przedni - najlepiej wysłać ją na bezludną wyspę. :) Przyznam, że Bernard miał zacnego szwagra.
No i jeszcze obowiązkowo rzut oka na samą wyspę z zameczkiem:

Gdzieś tam dalej zrobiłem sobie przerwę nad innym jeziorkiem. W moim pobliżu znalazłem trapez. Nie - nie figurę płaską, ale drążek do ewolucji cyrkowych. Niestety nie był okupowany. Może dla niektórych woda jeszcze za zimna...

Dalej już nie widziałem niczego ciekawego na tyle, żeby to sfotografować. Tzn. może i by się coś znalazło, ale mi się nie chciało. Więc po prostu wsiadłem na rower i wróciłem do domu urozmaicając sobie nieco drogę powrotną małymi modyfikacjami trasy.
Kategoria 50-99,99, Miasto, Wiejskie tereny, Wiosennie, Zwiedzanie, Łańcuch_B2
- DST 50.41km
- Czas 02:21
- VAVG 21.45km/h
- VMAX 35.59km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 274m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Testowanie Byczka
Sobota, 18 kwietnia 2015 · dodano: 29.05.2015 | Komentarze 0
Wreszcie dojechały zamówione haki.No, może nie do końca.
W sumie to żaden nie okazał się tym, który zamawiałem.
Jeden był krótszy o 4mm od zamówionego, a drugi miał ponadto nagwintowane otwory, w których powinny być tylko wpusty. Ehhhh...
Na szczęście ten krótszy mimo wszystko przypasował Byczkowi. Jedyna wada jest taka, że gdybym chciał wymienić kasetę na taką z kółkiem większym, niż 34 zęby, to mógłbym się nie pomieścić z przerzutką. Ale tego typu zmian nie zamierzam wprowadzać, więc powiedzmy, że jest ok. Co do drugiego haka natomiast, to sprzedawca zobowiązał się wymienić go na właściwy na swój koszt.
Niestety - cała przyjemność kosztowała mnie 140 zł za 2 szt. haków. Dużo jak na taką pierdołę. Ale trzeba dodać, że cholernie ciężko dostępną pierdołę. Warto więc było wydać tę kasiorkę.
Całe szczęście, że nie mam problemów z alkoholem, bo pewnie poleciałoby tego dnia z osiem piwek. ;)
A wiadomo, do czego prowadzi nadużywanie alkoholu. Problemy w rodzinie, okłamywanie, oszukiwanie, zapędzanie się coraz bardziej w fałsz i obłudę... I jak później takim ludziom pomagać? Moim zdaniem w pewnym momencie już nie warto. Lepiej skupić się na tym, żeby pomóc małżonkom tych zdegenerowanych ludzi w ułożeniu sobie na nowo życia wolnego od mętów. Bo wiadomo - taki męt sam z siebie nie będzie miał tyle jajec i odwagi, żeby samemu uczciwie odejść od zdruzgotanego małżonka, czym by mu umożliwił układanie sobie na nowo życia. Często woli go wykorzystywać po prostu jako pomoc domową... I tu właśnie jest pole do działania... Bez sensu jest kopać leżącego, głupiego człeka. W to miejsce należy pomagać tym poszkodowanym wyrwać się z matni...
No ale wróć - wszak nie jestem MarKotem, czy innym Monarem. Byczek przywrócony do życia, jazda testowa. I na tym się skupiamy.
Udałem się na moje ulubione kółko: Biedrusko, poligon, Złotniki, Kiekrz, Strzeszyn Rusałka. Po drodze zrobiłem postój w celu wykonania jednej tylko fotki na poligonie. "Zamek", przy którym kręcono "Ogniem i mieczem". A może "Potop"? W każdym razie coś tam z Sienkiewicza.

No, w sumie był jeszcze jedn postój, gdy mi przejazd zamknęli. Ale to była siła wyższa.
Reszta drogi bez przeszkód i bez przygód.
Kategoria 50-99,99, Takie tam kręcenie, Wiosennie, Łańcuch_B2
- DST 29.31km
- Czas 01:26
- VAVG 20.45km/h
- VMAX 42.29km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 159m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Jaka piękna katastrofa...
Piątek, 3 kwietnia 2015 · dodano: 05.04.2015 | Komentarze 0
... rzekłby Grek Zorba widząc zakończenie mojej dzisiejszej wycieczki.Ale wszystko po kolei.
Z rana spontanicznie pojechałem oddać krew. Zawirowania z początku roku i grypa w lutym zaowocowały niestety tym, że miałem prawie czteromiesięczną przerwę po ostatniej donacji, a do tej pory zawsze starałem się oddawać regularnie co dwa miesiące. :(
Po południu natomiast lżejszy o pół kilo skorzystałem z tego, że wreszcie przyszła wiosna i wyszło słońce. Wybrałem się więc na popołudniową wycieczkę po wiejskich, bocznych dróżkach.
Trasa bliżej nieokreślona, bardziej na zasadzie poszwendania się i nacieszenia się przyjemną pogodą, niż wyrobienia jakiegoś tam planu. Trochę wiało, ale w porównaniu z Niklasem szalejącym trzy dni wcześniej był to zaledwie przyjemny zefirek.
Jazda głównie po asfalcie. Ostatnie kilometry kręciłem po leśnych drogach i (prawie) bezdrożach.
Na sobotę lub niedzielę miałem zaplanowany dłuższy wyjazd, więc ten traktowałem jako rozgrzewkę i rozruszanie się po kilkudniowej przerwie.
We wsi Boguniewo natknąłem się na miejsce straceń.

Miejsce to było nieco oddalone od drogi i trochę schowane. Gdyby nie drogowskaz, to przejechałbym nie wiedząc nawet co minąłem. Natknąłem się tam na pana z grabiami. Dbał o to, żeby pomnik nie zarósł krzakami i zielskiem. Chwali mu się to. Może ktoś z zamordowanych był jego przodkiem...?
Na wsi jak to na wsi - można spotkać różne ciekawe stworzenia. Np. Pana Kura.

Albo inne bestie, które akurat wyszły na żer i bezlitośnie anihilują trawę.

Niedaleko Boguniewa jest inna miejscowość o wdzięcznej nazwie Słomowo, w której można natknąć się na kompleks ciekawych budowli z1905 r.
Pierwszą z nich jest kościół.


W pierwszej chwili można by pomyśleć, że rok temu JP nr 2 przyjechał sobie do Słomowa w odwiedziny przywożąc mieszkańcom pamiątkę ze swojej wizyty w postaci rzeczonego kamyka...
Kawałek i jeden podjazd dalej pośród drzew chowa się pałacyk.

Na szczęście nie jest on kompletną ruiną w przeciwieństwie do wielu pałaców stojących w polskich wsiach. Tabliczka z nazwą firmy ochroniarskiej na bramie sugeruje, że nie jest on bezpański. Może więc doczeka się jeszcze remontu i przywrócenia do życia...

Wiosnę czuć już w powietrzu, w zapachu ziemi i widać w rozwijających się pąkach oraz po coraz liczniejszej zwierzynie hasającej po okolicach. Podczas jazdy kilka razy natknąłem się na majestatycznie lecące żurawie. Innym razem spacerowały sobie po polu wyszukując jakiegoś smakowego kęsa.

Ponadto na pola wyruszają warkoczące machiny przygotowujące ziemię pod uprawę. Ich nieodłącznymi towarzyszami są kłębiące się za nimi ptaki żerujące na pędrakach i innych świeżo wykopanych larwach.

W końcu nadszedł czas na zjechanie na drogi gruntowe i pokrążenie nieco po lasach i polach. Bujając się wygodnicko po asfalcie i będąc wpatrzonym w licznik i wyświetlane na nim cyferki, czasami można przeoczyć i pominąć tę najlepszą część wycieczek rowerowych, jaką jest możliwość bezpośredniego sąsiedztwa z przyrodą.


Wierzby. Charakterystyczny element polskiego krajobrazu.
Po kilku kilometrach dojechałem na most na rzece
A z mostu dwa diametralnie różne widoki w zależności od kierunku, w którym patrzymy:
W dół rzeki:

I w górę rzeki:

Oraz widok samego mostu:

O jeden most za daleko
Niestety - po przebyciu ostatniego mostu i ujechaniu około kilometra doszło do tytułowej katastrofy. Droga przekształciła się w zarośniętą - ledwo widoczną ścieżkę. Po chwili jakiś badyl wkręcił mi się w szprychy i pociągnął za sobą przerzutkę, co doprowadziło do urwania haka. :(


Oczywiście zapasowego haka nie miałem, więc w tym momencie siłą rzeczy moja wycieczka dobiegła końca. :(
Na szczęście z załatwieniem awaryjnego transportu nie było problemu.
W sobotę obskoczyłem kilka sklepów rowerowych w nadziei, że uda mi się znaleźć hak i uratować plany niedzielnego kółka, ale niestety zgodnie z przypuszczeniami nie udało mi się dostać odpowiedniego typu. Tym samym plany poszły do piachu. :(
Od wtorku będę kontynuował poszukiwania, ale tym razem nie popełnię tego błędu i kupię też zapasową sztukę. Wszak wentyle czy dętki wozi się na wszelki wypadek, a te o wiele łatwiej dostać w sklepie...
Mam nadzieję, że sama przerzutka nie ucierpiała. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na pogiętą, ale okaże się po zamontowaniu.
Jegomość życzy wszystkim wesołych, rodzinnych świąt i smacznego jajeczka.
Pamiętajcie o swoich rodzinach. O tym, że je macie, po co i dlaczego je macie. W dzisiejszych czasach coraz więcej jest pasożytów, którzy o tym nie pamiętają i nie interesuje ich nic poza ich własnym jestestwem...
Świat byłby dużo lepszy, gdyby tego typu kreatury się nie rodziły...
Kategoria 0-49,99, Wiejskie tereny, Wiosennie, Łańcuch_B2