Info

Więcej o mnie.

Znajomi
Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 3
- 2015, Lipiec17 - 0
- 2015, Czerwiec9 - 0
- 2015, Maj8 - 0
- 2015, Kwiecień11 - 2
- 2015, Marzec9 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń11 - 11
Wpisy archiwalne w kategorii
150-199,99
Dystans całkowity: | 161.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 07:34 |
Średnia prędkość: | 21.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.54 km/h |
Suma podjazdów: | 739 m |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 161.19 km i 7h 34m |
Więcej statystyk |
- DST 161.19km
- Czas 07:34
- VAVG 21.30km/h
- VMAX 46.54km/h
- Temperatura 32.0°C
- Podjazdy 739m
- Sprzęt Byczek
- Aktywność Jazda na rowerze
Gdy Króla nie ma, myszy harcują.
Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 20.07.2015 | Komentarze 0
Zgodnie z zapowiedziami, tego dnia miało pięknie świecić słoneczko, a upał miał przekroczyć 30 st.
Dlatego stwierdziłem, że nie będę za dużo wydziwiał.
Ot - podskoczę na dworzec kolejowy, podjadę pociągiem i wrócę rowerem do domu.
I tak zrobiłem.
W planie miałem wyruszyć o 6:30, gdy jeszcze jest przyjemny chłodek. O ile oczywiście 23 st. można nazwać chłodkiem. A można, jeśli kilka godzin później jest bezwietrzna i bezchmurna patelnia i 32 st. :)
Wyruszyłem z dwudziestominutową obsuwą i udałem się nieśpiesznym tempem w kierunku Malty.
Muszę powiedzieć, że pięknie się prezentowała cicha tafla jeziora z samego rana, pozbawiona rozwrzeszczanej hałastry ludzi.

Ruszyłem dalej, w kierunku lasów miejskich i stawów, które już opisywałem przy okazji wycieczki na Dziewiczą Górę, a następnie przez Swarzędz do Góry i dalej przez Promno do Pobiedzisk. Do tego momentu trasa ta pokrywała się w dużej części z moim wypadem na grilla sprzed dwóch tygodni. Za Pobiedziskami, po niespełna 50 km dojechałem do Węglewa, gdzie napotkałem całkiem ładny kościółek drewniany.

Obok stała tablica opisująca w skrócie jego historię.

Pięknie się jeździ po bocznych drogach, które są tylko dla mnie. Niektóre z nich za sprawą super nawierzchni i zerowergo ruchu przypominały mi Bornholm.


Ale bywało też tak:

Lub też tak:

Gdzieś tam po drodze natknąłem się na całe pola z wysianym takim czymś:

Czy ktoś u licha wie, co to za "Oset" i po co go siać? Przyznam szczerze, że nie chciałbym się znaleźć pośrodku pola tego czegoś dorastającego do 2m i cholernie kłującego. :)
Niebawem zacząłem się zbliżać do jez. Lednickiego. To tutaj ponoć rozpoczęła się watykańska okupacja Polski. Choć są i tacy, którzy początek okupacji nazywają początkiem państwa polskiego. Cóż - jak zwał, tak zwał...
Niemniej od tego momentu co krok dało się czuć ducha pierwszych Piastów.

Po ominięciu jeziora, za Dziekanowicami, przyszedł czas na pierwszy popas. Jak na zawołanie, przy drodze znalazła się piękna wiata dająca cień, a pod nią ławka i stół. Niechybnie postanowiliśmy z Byczkiem skorzystać z jej gościny i schronienia przed Słońcem. :)

I tu przyszła kolej na przetestowanie mojego patentu. Moja lewa sakwa na pierwszy rzut oka wyglądała jak... lewa sakwa.

Po otwarciu jednak...

...w środku znaleźć można było torbę termoizolacyjną, a w niej:
- zmrożony wkład chłodzący
- 4 butelki lodowatej wody
- kanapki
- batoniki
Posiliwszy się udałem się w dalszą drogę. Po kolejnych 20 km dotarłem pod katedrę gnieźnieńską.

Dalej przez Gniezno jechałem już bez zatrzymywania.
Niestety - w pewnym momencie zaczął się dawać we znaki upał. Ciepełko od Słońca, ciepełko od asfaltu, prawie zero wiatru, początek bólu głowy. Stwierdziłem, że muszę trochę odpocząć gdzieś w cieniu. Traf chciał, że akurat się nawinęła skądinąd słynna miejscowość:

Wylatowo
Podjechałem więc na centralny skwer ze świeżo zakupioną, schłodzoną litrową butelką Mirindy, gdzie nieśpiesznie ją wychłeptałem. Ehhh, ale to było przyjemne. :)Po drodze zrobiłem sobie jeszcze przystanek po 100 km. Miałem tu w planie kolejny popas, ale absolutnie przeszedł mi apetyt na jedzenie. Na szczęście energii mi nie brakowało, więc po krótkim ostygnięciu ruszyłem dalej.
I tak oto dojechałem do jednego z moich celów podróży:

Czyli tu:

Tutaj mogłem wreszcie zrobić to, o czym marzyłem od ponad 100 km, czyli kupić sobie loda i zanurzyć nogi w Gople. Ludzie, co to była za rozkosz. :) Najchętniej cały bym wlazł do tej zielonej, mętnej wody, żeby spłukać z siebie jakieś dwie tony piasku i półmetrową warstwę "przecinków", ale nie wziąłem kąpielówek. :)
Chwilę później nasiliły się grzmoty, które słyszałem od dobrych 20 km. Do tego doszedł deszcz. Ciepły deszcz. Cholernie przyjemny deszcz. Pochowałem więc aparat, telefony, powerbanka i portfel do worków, a sam jakoś specjalnie nie chowałem się przed ulewą, która zresztą po 10 minutach się skończyła.
Przez deszcz zapomniałem zrobić zdjęć samego Gopła. Będzie okazja, żeby tam jeszcze wrócić. :)
Po chwili ruszyłem dalej. Tymczasem to, co spadło zaczęło parować z gorącego asfaltu. Poczułem się jak w tropikach. Gorąco, duszno i wszechobecna wilgoć w powietrzu, która na szczęście szybko przeszła, gdy ponownie wyszło słoneczko.
Niestety - razem ze Słońcem przyszedł też wiatr. Zgodnie z zapowiedziami przez ostatnie 20 km wiejący centralnie w paszczę. Nie przeszkodziło mi to jednak wyprzedzać ciągników, które się wlokły ledwo 22 km/h robiąc przy tym hałasu tyle, że do teraz mi szumi w uszach. ;)
W końcu się doczłapałem do:

A tutaj do Parku Solankowego. Bardzo piękne miejsce. Zrobiłem mu jedną fotkę, ale nie udało mi się uchwycić niestety tego, jak tam jest ładnie.

Zależało mi na tym, żeby trochę posiedzieć pod tężnią, więc szkoda mi było czasu na więcej fotek. Uchwyciłem jeszcze tylko kąsek dla miłośników militariów, którym były betonowe podstawy pod niemieckie działa przeciwlotnicze.


W końcu doturlałem się do drugiego celu mojej podróży, czyli do tężni.

Pokręciłem się nieco na "dziedzińcu", zrobiłem kilka fotek, po czym wreszcie usiadłem. :)





No ale ławeczka ławeczką, a plany planami. Zgodnie z nimi nie miałem się opierdzielać, tylko podskoczyć na pociąg, żeby przy jego pomocy gdzieś podjechać, po czym doturlać się z powrotem do domu. No i tak uczyniłem.

Podjechałem na dworzec, wsiadłem do pociągu, pojechałem nim do Poznania, po czym wróciłem do domu. :)
Kategoria Brrr, jak gorąco, Łańcuch_B2, Miasto, Wiejskie tereny, Zwiedzanie, 150-199,99